Mówi się, że dzieci nie powinny umierać przed swoimi rodzicami. Czy mogą jednak przed nimi powrócić do życia?
Radosna śmierć dziecka?
Byłem kiedyś na konferencji. Wypowiadał się na niej pewien pedagog, będący jednocześnie terapeutą. Pracował z dziećmi, które umierały. Pomagał im oraz ich rodzicom. Pamiętam, że osoba prowadząca tę sesję musiała poprosić, by koleżanka ją zastąpiła. Zapłakana, nie potrafiła zapowiadać kolejnych wykładowców.
Czytaj także:
Śmierć dziecka – czy to może mieć jakiś sens?
Przypominam sobie jednak także inne spotkanie. Pewien bliski mi ksiądz był kapelanem jednego z hospicjów. W trakcie pewnych rekolekcji opowiadał nam o tym, jak umierają dzieci. Na spotkanie przyszedł we fraku, pod muszką, a na głowie miał duży kapelusz. Miał ponadto w ręku wytworną laskę…
Z moją żoną zastanawialiśmy się, czy wszystko z nim w porządku. A on przez kolejną godzinę opowiadał nam, jak pięknie umierają dzieci. Ich słowa są wówczas dużo dojrzalsze niż te, które wypowiadają dorośli. One są wówczas bliższe tej rzeczywistości, której my nie ogarniamy. Moja żona słuchała tego raz śmiejąc się w głos, raz chowając twarz w chusteczkę.
Córka Jaira
Córka Jaira miała dwanaście lat. On był przełożonym synagogi. Zastanawiam się, czy zachorowała nagle. Św. Mateusz przywołuje jego słowa. „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. To zdanie jest dla mnie niesamowite.
Niektórzy mówią, że gdyby niebezpieczeństwo groziło ich dzieciom, paktowaliby nawet z diabłem. Jair poszedł w inną stronę. Jak tonący, złapał się brzytwy. Padł u nóg Tego, którego jego koledzy prawdopodobnie bardzo nie lubili. Więcej, być może sam czasem źle wypowiadał się na temat Nazarejczyka. Cóż zatem się zmieniło?
Jest taka scena w filmie „Miasto Aniołów”, dosłownie na samym jego początku. Przerażona matka bierze termometr do ręki. Wcześniej sprawdzała nim wysokość gorączki u swojej córki. Z przerażeniem stwierdza, że temperatura nie spadła, ale przeciwnie, wzrosła. Reżyser pozwolił widzom usłyszeć, co myśli kobieta. Można było doświadczyć jej narastającego przerażenia. Prawdopodobnie właśnie tak czuł się Jair.
Mówią, że „Jak trwoga to do Boga”. To źle? A dokąd mamy iść?!
Szaleństwo wiary
Trudno wyobrazić sobie, co czuje rodzic, któremu umiera dziecko. Jair był w drodze, gdy powiedziano mu: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?”. Co zrobić w takiej sytuacji?
Czytaj także:
Wybór Ewy. Kiedy ryzykujesz własne życie dla życia dziecka
Nagle zjawia się Jezus i mówi: „Nie bój się, tylko wierz”. Szaleństwo, totalne szaleństwo, ale Jair Mu uwierzył. Jeszcze wcześniej zdarzyło się coś ciekawego. Jezus trafiłby do jego domu wcześniej, gdyby nie pewna kobieta, która złapała się jego płaszcza, złapała się z wiarą. Jair „miał prawo” być na nią wściekły. Spowolniła Lekarza. Ale to właśnie na „jej przykładzie” mógł zrozumieć, że wybrał najlepiej, jak mógł. Gdy powiedziano mu, że córka zmarła, nagle zjawia się Jezus i mówi „Nie bój się”. Lęk bowiem zabija nadzieję, a cud wymaga odwagi, odwagi wiary.
Żałoba i inny, fajny świat
Św. Mateusz opisuje żałobę w domu Jaira. Wkracza w nią Chrystus. Idą za nim już nie tylko uczniowie, idzie także Jair, który chyba sam cudu w sobie doświadczył. Ewa Błaszczyk, opowiadając o pacjentach Kliniki Budzik, stwierdziła ostatnio, że „Pacjenci często opowiadają o świecie, w którym było fajnie. Nie chcą wracać do ciasnego ciała i tego świata”.
Córkę Jaira obudził Władca tego fajnego, innego świata. Co jednak dalej było z tą rodziną? Czy poszli za Jezusem? Czy słyszeli o Jego śmierci? Czy doszła do nich wieść o zmartwychwstaniu? Myślę, że do córki Jaira bardzo szybko ona dotarła.
Czytaj także:
Śmierć widziana oczami umierającej na raka dziewczynki