Kim trzeba być, żeby oddać własne dziecko? Czasami po prostu kochającą matką, którą życiowa sytuacja zmusiła do podejmowania trudnych wyborów. Zbyt często kobiety decydujące się umieścić swoje dzieci w rodzinach adopcyjnych są osądzane i potępiane. Zaczynają się wstydzić tego, co zrobiły i uważać się za gorsze od reszty. Ruch „Brave Love” („Odważna miłość”) stara się wydobyć je z cienia. Na swojej stronie, www.bravelove.org publikują wywiady z mamami dzieci przekazanych do adopcji.
Ashley: dałam mu życie, na jakie zasługuje
„Kochamy nasze dzieci. Decyzja, którą podejmujemy nie jest łatwa i na pewno nie jest łatwą drogą ucieczki, ale raczej bezinteresownym aktem miłości, który czyni matka dla swojego dziecka – wyborem tego, co wydaje się dla niego lepsze” – mówi Ashley z Teksasu.
Ashley miała piętnaście lat, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Była przerażona i sama, wciąż czuła się dzieckiem, na którego barkach spoczywa zbyt wielka odpowiedzialność. Jej tato i jeden z jego braci dorastali w rodzinie adopcyjnej, która dała im szczęśliwe dzieciństwo i dobry start w dorosłe życie. Dziewczyna postanowiła poznać kandydatów na adopcyjnych rodziców swojego dziecka. Opisuje ich jako najbardziej kochających i troskliwych ludzi, jakich spotkała. „Powierzając im swoje dziecko, dałam mu życie, na jakie zasługuje” – mówi.
Czytaj także:
Znany dziennikarz: “Mama oddała mnie do adopcji, ale jestem jej wdzięczny”
Gerianne: chciałam, żeby moje dziecko miało więcej niż mogłam mu dać
Gerianne miała 29 lat i była już mamą trzech małych synków. Żyła z zasiłku, planowała w końcu pójść na studia. Bała się swojego partnera, który wielokrotnie uciekał się do przemocy. Kiedy dowiedziała się, że jest w kolejnej ciąży była zdruzgotana. Obwiniała się, że nie potrafiła wcześniej przerwać toksycznego związku, nie chciała, żeby kolejne dziecko musiało mierzyć się z jej życiowym bagażem.
„Chciałam, żeby moje dziecko miało więcej niż mogłam mu dać” – wspomina. Przyjaciółka zasugerowała jej adopcję i skontaktowała ją z parą gotową przyjąć do siebie maleństwo. Po wielu wahaniach postanowiła powierzyć im swojego synka.
Od tego czasu minęło 26 lat. Gerianne wie, że jej syn wychowywał się w kochającej rodzinie i dobrze radzi sobie w życiu. Niedawno nawiązał z nią kontakt przez Facebooka. Kobieta nigdy nie żałowała swojej decyzji.
Czytaj także:
Adoptowali całą siódemkę rodzeństwa, żeby nie rozdzielać dzieci
Sarah: przeciwko swoim emocjom dla dobra swojego dziecka
Sarah chodziła jeszcze do szkoły i panicznie bała się reakcji rodziców na wieść o ciąży. Rzeczywiście, od razu zapowiedzieli, że nie zamierzają jej w żaden sposób wspierać i nie interesowało ich jak nastolatka poradzi sobie z opieką nad dzieckiem.
Była zupełnie zagubiona i nie chciała rozstawać się ze swoim synkiem. „Adopcja jest najbardziej nienaturalną rzeczą, jaką możesz zrobić. Kierujesz się przeciwko temu, co jest w tobie, przeciwko hormonom buzującym w twoim ciele, przeciwko swoim emocjom i swojemu sercu – po to, aby podjąć decyzję o przyszłości twojego dziecka” – mówi.
Synek Sarah ma już pięć lat. Biologiczna mama utrzymuje z nim kontakt, bo razem z jego nowymi rodzicami zdecydowali się na adopcję otwartą. Sarah zastanawia się czasem, co by było gdyby otrzymała wsparcie od rodziny i wychowywała go samodzielnie. Szybko jednak uświadamia sobie, że wybrała najlepsze rozwiązanie w swojej sytuacji.
„Może żyć w pełnej, dobrze funkcjonującej, kochającej rodzinie. Cudownie jest patrzeć, jak rośnie i kwitnie w takim środowisku. Wielką radością jest też jego miłość do mnie. Zawsze jest podekscytowany, kiedy mnie widzi i mówi mi, że mnie kocha” – opowiada Sarah.
Czytaj także:
Kto przytuli niechciane dzieci?
Poświęcenie, nie egoizm
W dyskusji o adopcji skupiamy się na dzieciach i rodzicach adopcyjnych. Biologiczne mamy są niewidzialne. Z góry oznaczamy je jako te „złe i wyrodne”, którym nie należy się nasza uwaga.
Idealnie byłoby, gdyby każda mama mogła zatrzymać swoje dziecko przy sobie, wychowywać je razem troskliwym mężem, patrzeć, jak rośnie, być przy nim w ważnych momentach. Tyle, że życie idealne nie jest i stwarza sytuacje, z których nie ma dobrego wyjścia. Powierzenie dziecka rodzinie adopcyjnej wiąże się z bólem, tęsknotą, rozdarciem. Płaczem, kiedy przekazuje się je w obce ramiona.
Kochająca mama chce dać dziecku jak najwięcej, tyle, ile tylko może. Czasami może dać mu dziewięć miesięcy noszenia pod sercem, godziny porodu i krótkie pożegnanie. Dać mu życie. Nie „tylko tyle”, ale „aż tyle”. Oddanie swojego skarbu komuś, kto stworzy mu – w osobistym odczuciu – lepsze warunki, to poświęcenie, nie egoizm.
Poświęcenie, które zasługuje na akceptację i wsparcie. Biologiczne mamy, które zdecydowały się na adopcję nie mogą być dłużej zawstydzane i oceniane jako „patologiczne”. One też mają prawo obchodzić Dzień Matki.
Czytaj także:
Rodzice Marysi: Adopcja to nie “osiągnięcie”. To miłość [reportaż]