Ludzie krzyża
Czasami warto uświadomić sobie radykalizm chrześcijaństwa. To tak, jakby miliard ludzi na świecie nosiło na szyi krzesło elektryczne. Krzyż przez kilka wieków był niczym innym jak tylko jednym z najbardziej okrutnych sposobów na zadanie człowiekowi śmierci. Dość powiedzieć, że chrześcijanie pierwszych wieków niechętnie utożsamiali się z krzyżem jako znakiem chwały swojego Pana. Np. w rzymskich katakumbach o wiele rzadziej pojawia się krzyż, częściej znajdziemy tam znak ryby.
Dzisiaj krzyż – co do tego nie ma wątpliwości – jest najbardziej rozpoznawalnym znakiem w historii świata. W obronie krzyża ginęli i nadal giną ludzie, niezależnie od szerokości geograficznej. Chrześcijanin to człowiek krzyża. U progu Wielkiego Tygodnia pytam samego siebie, jak wygląda moje branie na barki krzyża codzienności? Krzyża własnego, krzyża mojej żony, krzyży mojej rodziny.
Czytaj także:
Jak pomóc dziecku zrozumieć Wielki Piątek?
Miłość nie jest fajna
To smutna obserwacja, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że katolicy narzekający na święta Wielkiej Nocy w swoim duchowym rozwoju zatrzymali się na: „paciorku”, „bozi” i w konsekwencji na: „Trzeba iść do kościoła kilka dni z rzędu? Nie, dziękuję. No chyba, że ze święconką!”. Wiem, co mówię, kiedyś byłem jednym z nich.
Dzisiaj stwierdzam, że przeżyć święta wielkanocne to przyjąć tę prawdę: miłość nie jest fajna. Nie jest fajna, bo prowadzi na krzyż. Doświadczenie miłości zdolnej do poświęceń aż po grób otworzyło w moim sercu drogę do zrozumienia tego, czym jest szczęście. Czy da się to przyjąć bez wiary? Jak tego doświadczyć bez relacji z Tym, który jest Miłością?
Umywać nogi, nie ręce
Z bólem przyznaję, że wielokrotnie widzę się w roli Piłata. Chociaż mogę wpłynąć na rzeczywistość wokół mnie, podjąć decyzję, która uratuje niewinnego, zgodzić się z radami żony, wolę umyć ręce. Uciec od odpowiedzialności – jakie to męskie!
Jednocześnie tak trudno mi kochać – klękać przed bliskimi, by myć ich nogi. Nie chcę dotykać tego, co brudne, zranione, czasami śmierdzące. Jeszcze się okaże, że trzeba będzie poświęcić na to czas, energię, z czegoś zrezygnować. Wielki Czwartek to dla mnie sprawdzian z tego, jak służę.
Przyjąć cierpienie
Zwykle jestem pierwszy do śpiewania. W ostatnim czasie bardzo często nuciłem znaną na wylot frazę „w krzyżu miłości nauka”. Tymczasem tak trudno mi przyjmować NIEZAWINIONE razy, jednocześnie z łatwością biczując tych, którzy nie pasują do mojego świata. Najtrudniej cierpieć dla żony, najłatwiej założyć koronę z cierni właśnie jej. Cisza wielkopiątkowej liturgii domaga się jasnej odpowiedzi na pytanie: czy chcę umrzeć z miłości?
Czytaj także:
Moja mama umarła i zabrała cząstkę mnie. Dlaczego Bóg wtedy milczał?
Wielkanoc nie jest fajna
Sądzę, że właśnie dlatego tak trudno nam przyjąć tajemnicę świąt Wielkiej Nocy. Bo w nich chodzi tylko o jedno – o Miłość. My z kolei nie chcemy kochać. Może i wmawiamy sobie, że bardzo chcemy. Ale miłość to służba, miłość to cierpienie, miłość to wreszcie śmierć.
Wielkanoc nie jest fajna – będziemy umywać i damy sobie umyć nogi, będziemy oprawcą i współcierpiącym Jezusem, wreszcie uciekniemy spod krzyża i zawołamy do Boga: „Czemuś mnie opuścił?”. Czy to jest fajne? Nie bardzo. Ale to jedyna droga do tego, by w najważniejszym momencie całego roku – podczas Wigilii Paschalnej – zmartwychwstać.
Czytaj także:
Nadziei możesz się nauczyć. To sposób myślenia