Aleteia logoAleteia logoAleteia
sobota 27/04/2024 |
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

S. Anna Maria Pudełko: Kobiety świeckie mogą być dla nas wzorem. A my dla nich inspiracją

SIOSTRA ANNA PUDEŁKO

fot. archiwum prywatne

Katarzyna Szkarpetowska - 11.12.19

- Jaką kobietą siostra się czuje? - Szczęśliwą, spełnioną, mądrą, piękną, wrażliwą, macierzyńską, ale też zdeterminowaną, odważną, przedsiębiorczą…

Jako kobiety konsekrowane rezygnujemy z bliskości seksualnej, ze współżycia, ale nie rezygnujemy z więzi, z przyjaźni, z siostrzanej czy braterskiej miłości, która jest pięknym uczuciem, tyle że bez zabarwienia seksualnego – mówi s. Anna Maria Pudełko AP.

Katarzyna Szkarpetowska: Siostro, w czym kobieta konsekrowana i kobieta świecka mogą być dla siebie nawzajem inspiracją? W jaki sposób mogą od siebie czerpać?

S. Anna Maria Pudełko AP: Kobiety pozostające w świecie, szczególnie te, które założyły rodzinę, a więc budują więź małżeńską, rodzicielską, mogą dzielić się z kobietami konsekrowanymi doświadczeniem budowania takiej więzi. My natomiast możemy inspirować je do poszukiwania Boga, pokazywać im, że spotkanie z Chrystusem może być pasjonujące.

Możemy wspierać kobiety świeckie w tym, aby miały odwagę żyć z Bogiem i karmić duchowością swoich najbliższych. Myślę, że kobiety świeckie, zmagające się z życiem zawodowym, mogą być dla nas wzorem kreatywności, przedsiębiorczości, odwagi. My możemy być dla nich inspiracją, jeżeli chodzi o wierność, przejrzystość, wolność w aspekcie ekonomicznym rozumianą jako uważność na to, że dobra materialne są ważne, ale nie najważniejsze.


SIOSTRA ZAKONNA

Czytaj także:
Siostra Maria: 70 lat w służbie 7 papieży. Bywała nawet szewcem

Prowadzi siostra warsztaty „Kobieta marzeniem Boga”. Co one mają na celu? Jakim kobietom są dedykowane?

To są warsztaty dla każdej kobiety, która chce zgłębić spotkanie z samą sobą, ale też odkryć to, czym została przez Boga obdarowana. Przychodzą na nie zarówno osiemnastolatki, jak i kobiety w dojrzałym wieku. Na innym etapie życia jest studentka, na innym młoda matka, a na innym babcia. I te wszystkie kobiety spotykają się w jednym miejscu. Pasjonujące jest to, że mogą dzielić się swoimi doświadczeniami, tak różnymi.

Dla jednych kobiet warsztaty są umocnieniem na drodze, którą już idą, dla innych – początkiem i inspiracją na to, co dalej. Ważnym punktem dnia jest Eucharystia. Jeżeli jest możliwość, to przewidziany jest też czas na adorację. To, co mnie jakoś szczególnie urzeka, to refleksje, z jakimi kobiety wychodzą z warsztatów. Najczęściej mówią:

„Nie spodziewałyśmy się, że aż tyle otrzymałyśmy od Boga. Że On tak bardzo nam ufa, tak bardzo w nas wierzy i tak bardzo na nas liczy”. I druga refleksja – że w tak krótkim czasie, w ciągu jednego dnia, można nawiązać tak piękne relacje.

Jaka kobieta jest marzeniem Boga?

Taka, która czuje się Jego córką. Każda z nas otrzymała od Ojca jedyne i niepowtarzalne piękno, które jest jednocześnie pięknem pochodzącym od Chrystusa. Im bardziej odkrywam własne piękno, tym bardziej staję się święta.

Można więc powiedzieć, ze marzeniem Ojca jest kobieta, która odkrywa dar bycia sobą, bycia świętą i w ten dar inwestuje – rozwija go, nie zatrzymuje dla siebie, ale dzieli się nim z innymi. Marzeniem Boga jest kobieta, która wie, jak bardzo jest dla Boga ważna, niepowtarzalna, jak nieskończenie przez Niego umiłowana, a jednocześnie potrafi uszanować, wzmacniać i afirmować godność i wartość każdej osoby, którą spotyka.

Jaką kobietą siostra się czuje?

Szczęśliwą, spełnioną, mądrą, piękną, wrażliwą, macierzyńską, ale też zdeterminowaną, odważną, przedsiębiorczą. Czuję się kobietą, która poznała własne przestrzenie kruchości, słabości, bezradności. Są to przestrzenie, z którymi na obecnym etapie życia zaczynam się też zaprzyjaźniać i które, paradoksalnie, stały się źródłem mojej siły. Był taki bardzo ważny moment, kiedy odkryłam, że w życiu każdego człowieka, także w moim, mają miejsce różne formy przemocy, np. wymuszanie czegoś na kimś lub na samej sobie.

Zauważyłam, że takie stawianie siebie czy innych do pionu nie jest czymś do końca naturalnym; czymś, co mnie uszczęśliwia. I kiedy zadałem sobie pytanie, skąd to się we mnie bierze, doszłam do wniosku, że przyczyną tego, że tak postępuję, jest nieakceptowanie własnej bezradności. To, że nie pozwalam sobie na bezsilność, na słabość.


SIOSTRY ZAKONNE WJECHAŁY NA STADION NA MOTORACH

Czytaj także:
Siostry zakonne na skuterach rozpoczęły Stadion Młodych! Przywiozły „prezent” [zdjęcia]

Co siostra z tym zrobiła?

Duchowo i psychicznie było to dla mnie wstrząsające wręcz odkrycie, ale w tamtym momencie zrozumiałam jednocześnie, że miłość jest bezbronna, bezradna. Przecież Jezus na krzyżu nie mógł poruszyć ręką ani nogą, był totalnie odsłonięty, wystawiony na wszelkie ciosy i upokorzenia. Bezbronny, a jednocześnie niesłychanie silny, bo to właśnie tam, na krzyżu, zwyciężył grzech i śmierć.

Jezus nie walczył, nie dyskutował, nie udowadniał innym, że racja leży po Jego stronie. Nie odpowiedział też na pokusę: „Zejdź z krzyża, a Ci uwierzymy”. Jezus po prostu kochał. Dla mnie spotkanie z takim Jezusem było zaproszeniem do tego, żeby przyjąć samą siebie w tych momentach, kiedy nie wiem, kiedy nie mogę, nie potrafię, nie daję rady… Przyjmowanie takiej siebie sprawiło, że stałam się bardziej czuła, delikatna, wrażliwa.

Pojawił się też głęboki pokój serca w towarzyszeniu drugiemu człowiekowi. Pokój, że druga osoba może przy mnie dotykać przestrzeni własnej bezradności, uczyć się swoją bezradność przyjmować. To doświadczenie pokazało mi, że tam, gdzie przyjmujemy naszą niemoc, tam rezygnujemy z wszelkich form przemocy. To jest chyba to, o czym mówił św. Paweł – że moc w słabości się doskonali. Dla mnie było to ważne odkrycie z jeszcze jednego powodu.

Otóż my, w Kościele, jesteśmy konfrontowani z różnymi formami triumfalizmu, potęgi, takiego: musisz, spróbuj jeszcze raz, zrób, co – mam wrażenie – w jakimś sensie wypacza sens Ewangelii. Oczywiście Ewangelia nie uczy nas, że mamy pobłażać słabościom, absolutnie, ale kiedy patrzę na Jezusa i widzę, z jak ogromnym szacunkiem podchodzi On do człowieka słabego i grzesznego, z jaką czułością go podnosi, jak pokazuje mu możliwość przemiany, to jestem zbudowana. To jest to dla mnie poruszające.

Siostro, czego potrzebujemy, żeby rozwijać się jako kobiety?

Po pierwsze – spotkania z Autorem naszego życia, naszej kobiecości, czyli z Bogiem. Po drugie – spotkania z samymi sobą. Nikt nam nie powie, kim jesteśmy. Ktoś nam może pewne rzeczy zasugerować, podpowiedzieć, ale tylko spotkanie z sobą, spotkanie w prawdzie, pozwoli nam rozwijać naszą kobiecość.

Czym dla siostry jako kobiety konsekrowanej jest bliskość? Jak wygląda jej przeżywanie w życiu zakonnym?

Dla mnie bliskość jest wielką pasją życia i to nie jest prawda, że my, w życiu zakonnym, nie przeżywamy bliskości. Ta przecież nie przynależy jedynie do wymiaru fizycznego, do intymnej więzi między mężczyzną a kobietą, tak samo jak intymność nie oznacza wyłącznie bliskości fizycznej.

Istnieje przecież intymność psychiczna, duchowa. Jako kobiety konsekrowane rezygnujemy z bliskości seksualnej, ze współżycia, ale nie rezygnujemy z więzi, z przyjaźni, z siostrzanej czy braterskiej miłości, która jest pięknym uczuciem, tyle że bez zabarwienia seksualnego. To nie znaczy, że nie mamy popędu i zamroziłyśmy swe potrzeby.

Świadomie przeżywamy swą seksualność, szanując jednocześnie własne granice według wartości, które wybrałyśmy. Osobiście doświadczam, ze moje życie może być inspiracją dla osób żyjących w celibacie, ale też dla małżeństw. Więź seksualna jest silna, ale nie jest jedyną więzią łączącą małżonków.

Oprócz niej istnieje jeszcze więź intelektualna, emocjonalna, duchowa, w wymiarze wartości, wspólnych celów, działań. Małżonkowie często przychodzą i pytają, jak mogą lepiej pielęgnować właśnie te więzi pomiędzy nimi. I na tym polu mogę im pomóc.

Niesłychanie ważna jest też bliskość z samą sobą. Z niej rodzi się potem każda inna bliskość. Jeżeli jestem dla siebie życzliwa, to będę życzliwa dla innych, a jeżeli jestem dla siebie szorstka, to taka będę w spotkaniu z drugim człowiekiem.


SIOSTRY ZAKONNE

Czytaj także:
Zakonnice jako „przynieś, wynieś, pozamiataj”? Rozmowa z siostrą Borkowską

Mam wrażenie, że w powołanie do życia zakonnego, i w ogóle do życia w celibacie, wpisuje się pewien rodzaj samotności. Czy rzeczywiście tak jest?

Istnieje pewien wymiar samotności, który jest potrzebny – powiedziałabym nawet, że niezbędny – i którego nie wypełnią ani relacje siostrzane, ani braterskie, ani przyjacielskie. Jest taka przestrzeń w życiu osoby konsekrowanej, która jest zarezerwowana tylko dla Boga.

I potrzeba wielkiej odwagi, żeby tej przestrzeni niczym nie wypełnić, ani nie zagłuszyć – pracą, aktywizmem, nadmiernym budowaniem relacji z ludźmi. Ten wymiar samotności rodzi w sercu ogromną tęsknotę za Bogiem. Jest trampoliną, która sprawia, że chcemy Boga coraz bardziej szukać.

Czy jest coś, czego siostrze, jako kobiecie, brakuje na tej drodze, którą siostra wybrała?

Właściwie to nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Chyba brakuje mi świętości. Czuję, że mogłabym bardziej kochać, być jeszcze bardziej blisko Boga. Przygoda z Nim jest tak pasjonująca, tak zajmująca, że nie mogę powiedzieć, że czegoś mi brakuje. Że Bóg mi czegoś nie daje. Tak naprawdę mam wszystko.

Czy są jakieś stereotypy na temat sióstr zakonnych, które chciałaby siostra obalić?

Takich stereotypów jest wiele. Często słyszymy, że do zakonu idą kobiety, które boją się życia, nie znalazły męża, czują się do niczego. To nieprawda!

Druga sprawa: nie jest tak, że w zakonie tylko się modlimy. Owszem, sporo czasu przeznaczamy na modlitwę, ale poświęcamy też czas na rozwój, na motywowanie ludzi do przeżywania własnego życia w sposób piękny, odpowiedzialny, mądry, coraz bardziej ewangeliczny.

Po trzecie – to, o czym rozmawiamy, czyli że siostra zakonna to też kobieta, a więc ma serce kobiety, ciało kobiety, umysł kobiety, uczucia, ale pozwala, żeby cała jej kobiecość została przeniknięta światłem Ewangelii. Nie jest prawdą, że nie można pięknie przeżywać swojej kobiecości, decydując się na drogę życia zakonnego.

Kolejny stereotyp to ten, że w zakonie nie można rozwijać swoich pasji i talentów. Otóż można. Zakon to nie jest jedno wielkie wyrzeczenie (uśmiech). Rezygnujemy z wielu rzeczy, ale – jak mówi Ewangelia – po stokroć więcej otrzymujemy i to już tu, na ziemi.




Czytaj także:
Zapytałam zakonnice o sens życia. Odpowiedzi są niesamowite!

Tags:
kobietyKościół jest dobrypowołanieświeccyzakonnica
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail