Aleteia logoAleteia logoAleteia
poniedziałek 29/04/2024 |
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

Ona – sanitariuszka. On – kapral AK. 70 lat razem! “Nie było łatwo, ale zawsze byliśmy nierozłączni”

SANITARIUSZKA, KAPRAL

fot. dzięki uprzejmości Fundacji Nie zapomnij o nas, powstańcach warszawskich

Anna Gębalska-Berekets - 23.04.21

W tym roku państwo Rudniccy obchodzili 70.rocznicę ślubu. Ich historia pokazuje, jak bardzo potrzebujemy obecności drugiego człowieka i jak miłość potrafi przezwyciężyć trudności i materialne niedogodności.

Poznali się po wojnie na jednym ze spotkań Fundacji Veritas, organizacji katolickiej, która w pierwszych latach powojennych otaczała opieką polską młodzież na emigracji. Od wspólnie spędzonego noworocznego balu stali się nierozłączni.

Roznosiła opaski, służyła w szpitalu

Pani Danuta urodziła się w Białymstoku. To tam w czasie wojny z Prus Wschodnich przyjechali Niemcy. Później miasto zostało opanowane przez Rosjan. Zaczął się terror i wywożenie ludzi na Syberię. Jej rodzinie do 1941 r. udało się uniknąć wywózki. W Warszawie mieszkała rodzina jej matki. Danuta miała 13 lat, gdy ciężarówką dojechała do stolicy. Wraz z bliskimi tułali się z miejsca na miejsce. Ostatecznie zamieszkali w mieszkaniu na rogu Grzybowskiej i Żelaznej.          

Potem przyszła działalność konspiracyjna. Kiedy wybuchło powstanie warszawskie, Danuta wróciła z wakacji, by zająć się chorą mamą. Roznosiła opaski. W czasie walk powstańczych była sanitariuszką. Służyła w “szpitalu” mieszczącym się w piwnicy budynku przy Mokotowskiej. To wtedy widziała rozszarpane ciała ludzi, wielu z nich było operowanych, mieli proch w skórze.

Obóz i matura

Brat pani Danuty zmarł w czasie powstania. Jako młoda dziewczyna trafiła do obozu dla kobiet. Pracowała m.in. przy przenoszeniu torfu. Potem działała w Brygadzie Spadochronowej. Przed wyjazdem do Ameryki zdała maturę.

Oby nie zamarznąć

Pan Ireneusz przed wojną i po jej zakończeniu mieszkał w Warszawie. O wybuchu powstania dowiedział się podczas wakacji w Świdrze. Pospiesznie wrócił do stolicy, aby przyłączyć się do jednej z organizacji konspiracyjnych. Był harcerzem, a w 1943 r. wstąpił do AK. Był uczniem Państwowej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn. Dzięki wsparciu kuzyna dostał pracę jako inżynier.

Podczas walk został ranny, jeden z lekarzy zdecydował o szybkiej operacji – gdyby nie natychmiastowa reakcja, pan Ireneusz zmarłby z powodu ogromnej utraty krwi. Mężczyzna trafił do obozu jenieckiego w Lamsdorf. Z tego obozu, zwanego “rozdzielczym”, ciągle ktoś był wywożony. Więźniowie budzili się co dwie godziny, by nie zamarznąć. Później trafił do obozu w Hammelburgu. Były i kolejne obozy: w Monachium, Langwasser. Po otrzymaniu przepustki pojechał do Burgu i zameldował się u gen. Andersa.

Pierwszym transportem dostał się do Włoch, został przydzielony do broni pancernej, potem do kompanii warsztatowej ze względu na cztery lata ukończonych studiów. Z Werony udało się mu pociągiem dotrzeć do Anglii. W 1946 r. zakończył studia.

Pan Ireneusz był jednym z tych Powstańców, którzy zawiesili polską flagę na zdobytym budynku “PAST-y”.

Ślub i nowe życie w Ameryce

Pani Danuta i Pan Ireneusz spotkali się na jednym ze spotkań “Veritasu”. Pobrali się 26 marca 1951 r.

– Jeszcze przed ślubem zapisaliśmy się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Istniała taka możliwość dla byłych wojskowych. Mąż nie czuł się dobrze w Londynie. Już w sierpniu 1951 r. płynęliśmy do Ameryki. Byłam wówczas w ciąży z najstarszym synem – wspomina w rozmowie z Aleteią pani Danuta Rudnicka.

Małżonkowie dotarli do Nowego Jorku. Kobieta opowiada, że dopiero na statku można było się porządnie najeść.

– Chcieliśmy się zrewanżować osobom, które nam sponsorowały podróż. Przywieźliśmy im lniane serwety z Irlandii, smyczek do skrzypiec czy obraz Stryjeńskiej przez nią namalowany – mówi pani Rudnicka. Niedługo potem na świat przyszedł ich pierwszy syn, Andrzej.

Nie było łatwo. Szukali swojego miejsca na ziemi. Mieszkali nawet przez jakiś czas u koleżanki. Zawsze jednak byli nierozłączni.

Spali w samochodzie

Rudniccy zdecydowali się w końcu pojechać do Kalifornii. – Chcieliśmy się tam urządzić.  Rozwijał się przemysł obronny, ale my nie byliśmy obywatelami państwa i nikt nam nie mógł ofiarować pracy – tłumaczy pani Danuta w rozmowie z nami.

Małżonkowie spali w samochodzie, na kuchence gazowej podgrzewali puszki z jedzeniem.

Wrócili jednak do Detroit. Kupili nieduży dom i skromnie go urządzili. Na świat przychodziły kolejne dzieci: Jerzy oraz bliźniacy – Marek i Paweł.

– Nie było łatwo, mąż był w pracy, a ja zajmowałam się wychowywaniem dzieci. Potem przenieśliśmy się do Los Angeles. Dzieci zaczęły chodzić do szkoły. Byliśmy bardzo zajęci, ale wszystko zaczęło się jakoś układać – mówi pani Rudnicka.

70 lat minęło

W tym roku małżonkowie obchodzili  70.rocznicę ślubu. – Przede wszystkim ważna jest wyrozumiałość, podział obowiązków, wspólne zainteresowania. Nigdy nie kłóciliśmy się o to, co kto ma robić – wyjaśnia pani Danuta.

I dodaje: – Rodzice mieszkali blisko nas, czasem zajęli się dziećmi. Po jakimś czasie firma przeniosła męża do Sacramento. Tam też musieliśmy się urządzić. Dzieci podrosły. Byliśmy aktywni w kościele, na terenie jednej z parafii zorganizowałam brydża dla kobiet.

Z mężem wiele podróżowali, zawarli wiele przyjaźni. Kilka lat temu pan Ireneusz przeszedł poważną operację serca. – Mamy przyjemne życie i dziękujemy Bogu, że dożyliśmy sędziwego wieku – mówią.

23 lutego pani Danuta, ps. “Wrzos”, obchodziła 94. urodziny, jej mąż, pan Ireneusz, ps. “Emir”, 21 lutego skończył 99 lat. Mieszkają w USA. Życzymy im dużo zdrowia na kolejne lata!

Tags:
małżeństwomigrancipowstanie warszawskie
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail