Aleteia logoAleteia logoAleteia
niedziela 19/05/2024 |
Aleteia logo
Styl życia
separateurCreated with Sketch.

Zabiłam własne dziecko… Ciężar oddałam Jezusowi, On mnie uwalnia [wywiad]

ABORCJA

New Africa | Shutterstock

Katarzyna Szkarpetowska - 09.11.21

– Byłam przekonana, że nie otrzymam rozgrzeszenia. Jednak zaczęłam przychodzić do kościoła, kiedy nikogo w nim nie było. Ksiądz udostępnił mi wejście do kaplicy, abym mogła tam być tak często i tak długo, jak tego potrzebowałam – opowiada Michalina, która niecałe trzy lata temu dokonała aborcji.

W Anglii, gdzie mieszka Michalina*, usunięcie ciąży jest legalne. W klinice podano jej „pigułkę aborcyjną”. Kolejną wzięła w domu, 24 godziny później. Aletei opowiada o koszmarze związanym z zabiciem swego nienarodzonego dziecka oraz powrocie do miłosiernego Boga.

Katarzyna Szkarpetowska: Michalino, jesteś mamą pięciorga dzieci. Dwoje z nich jest już w niebie.

Michalina: Tak. Mam piątkę dzieci. Najstarsza córka jest z pierwszego małżeństwa – był to związek cywilny, który zakończył się rozwodem. Gdy po raz kolejny wyszłam za mąż – tym razem wzięłam już ślub kościelny – mąż i ja zapragnęliśmy mieć dziecko. Wkrótce zaszłam w ciążę, ale poroniłam.

Jak sobie z tym poradziłaś?

Było ciężko. Doświadczałam smutku i złości. Czułam zazdrość, widząc kobiety w stanie błogosławionym. Bóg jednak sprawił, że nie musiałam długo czekać na kolejne dziecko i urodziłam piękną córeczkę. Rodzina, przyjaciele i znajomi z pracy cieszyli się razem z nami, gratulowali. Pamiętam, że w okresie połogowym zasugerowano mi, abym stosowała antykoncepcję, ale powiedziałam, że potrafię korzystać z metod naturalnego planowania rodziny. Tak naprawdę nie miałam o nich pojęcia i rok później ponownie zaszłam w ciążę.

Michalina o aborcji: Chciałam je urodzić, ale się wystraszyłam

Urodziłaś syna.

Tak. Tym razem jednak nie było entuzjazmu – ani ze strony rodziny, ani otoczenia. W pracy usłyszałam: znowu? Położna powiedziała, że zbyt szybko zostałam mamą po raz kolejny. Najstarsza córka stwierdziła, że bycie matką trojga dzieci jest OK, ale zasugerowała, żeby na trojgu poprzestać. Czułam presję. Tak, jakbym zrobiła coś złego.

To dlatego usunęłaś kolejną ciążę?

Gdy niecały rok później znowu zaszłam w ciążę, byłam w szoku. Mąż od razu powiedział, że muszę usunąć. Jego reakcja spowodowała, że zamknęłam się w sobie. Nikomu już nie powiedziałam, że spodziewam się dziecka.

Chciałaś je urodzić?

Tak, ale wystraszyłam się, że ludzie będą myśleć o nas jak o patologii. Martwiłam się, co z moimi studiami. No i ta pustka, że zostałam z tym sama… Biłam się z myślami, ale czułam, że jestem na przegranej pozycji, bo dopuściłam do serca myśl o dokonaniu aborcji. Chciałam porozmawiać z księdzem z naszej parafii, ale był na urlopie, a czas naglił. Słyszałam, że im szybciej, tym niby bezpieczniej, mniejsze ryzyko powikłań. Poszłam więc do lekarza, który dał mi namiary na klinikę aborcyjną.

Usłyszałam tylko: „To twoja pigułka aborcyjna”

Tak po prostu?

Tak. Tu, w Anglii, usunięcie ciąży jest legalne, więc lekarz nawet nie zadawał pytań. Zadzwoniłam do tej kliniki i umówiłam się na wizytę, którą wyznaczono na następny tydzień. W nocy przyśnił mi się karawan pogrzebowy, który zaparkował pod naszym domem.

Co poczułaś, kiedy stanęłaś przed bramą kliniki, w której dokonywało się piekło nienarodzonych dzieci i ich matek?

Na swojej stronie internetowej rzeczona klinika umieściła filmik przedstawiający piękny, nowoczesny budynek, w którym pracował uśmiechnięty, służący radą i pomocą personel. Gdy dotarliśmy z mężem na miejsce, byłam przerażona. Obskurny budynek z nieoznakowanym wejściem. Brudna, ciemna poczekalnia. Nikt z nami nie rozmawiał. Podano mi jedynie kartkę, abym podpisała, że zgadzam się dobrowolnie na to, co za chwilę się wydarzy, i że nie mogę zmienić zdania w trakcie. Personel posługiwał się terminem termination of pregnancy [zakończenie ciąży]. Czułam się jak w pułapce. Wiedziałam, że nie ma odwrotu. Gdy weszłam do gabinetu, usłyszałam: „To twoja pigułka aborcyjna”. Miałam poczucie, że nie kontroluję własnej ręki, ale że ona mimowolnie, wbrew temu, co czuję, bierze tabletkę do ust. Byłam jak kukiełka poruszana za pomocą sznureczków.

Marionetka, z której wewnętrznym głosem i czuciem nikt się nie liczy.

Tak. Kolejną tabletkę miałam przyjąć już w domu, 24 godziny później. Zrobiłam to. Dokonało się. Zabiłam własne dziecko.

Miałaś do siebie żal?

Ogromny. Najgorsze było uczucie, że jestem sama w sensie fizycznym, ponieważ fizycznie nikt nie mógł zdjąć ze mnie bólu, który mi towarzyszył, i duchowym, gdyż zrobiłam coś niezgodnego z moją wiarą, przekonaniami. Pamiętam, że czułam wstręt do własnego ciała, nie mogłam na siebie patrzeć. Nawet ubierałam się przy zgaszonym świetle. Mąż przyznał, że gdyby wiedział, jak cała ta sytuacja odbije się na moim zdrowiu, ile będzie mnie kosztowała psychicznie i duchowo, to nie prosiłby, abym dokonała aborcji.

Michalina po aborcji: Byłam przekonana, że nie otrzymam rozgrzeszenia

Mimo tego, co się wydarzyło, musiałaś jakoś funkcjonować: chodzić do pracy, robić zakupy, opiekować się dziećmi…

Gdyby nie dzieci, popadłabym w depresję. Nie pamiętam, jak przetrwałam pierwszy miesiąc po aborcji. Funkcjonowałam jak automat. W pracy swoje kiepskie samopoczucie tłumaczyłam żałobą po ojcu, który zmarł w tym samym czasie. Nadal chodziliśmy do kościoła na mszę świętą. Pewnego dnia ksiądz powiedział, że widzi, że coś się stało. Zaproponował, bym przystąpiła ze spowiedzi. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Byłam przekonana, że nie otrzymam rozgrzeszenia. Jednak od tamtej pory zaczęłam przychodzić do kościoła, kiedy nikogo w nim nie było. Ksiądz udostępnił mi wejście do kaplicy, abym mogła tam być tak często i tak długo, jak tego potrzebowałam.

Jak wyglądała twoja modlitwa w tamtym czasie?

Nie wiem, czy można to nazwać modlitwą, ale leżałam krzyżem, płakałam i przepraszałam Pana Jezusa. Błagałam o wybaczenie. Ksiądz wielokrotnie proponował spowiedź, ale nie czułam się na siłach. Najstarsza córka zauważyła, że nie przystępuję do Komunii i zaczęła pytać, dlaczego. Nie wiedziałam, co odpowiadać. W międzyczasie szukałam pomocy w internecie. Znalazłam informację o rekolekcjach Winnica Racheli organizowanych z myślą o osobach, które dokonały aborcji oraz ich bliskich. Zadzwoniłam. Okazało się, że osoba współprowadząca te rekolekcje w przeszłości również dokonała aborcji. Zarezerwowałam bilety lotnicze, zorganizowałam urlop, mąż także wziął wolne w pracy, abym mogła polecieć do Polski. Przed wylotem z Anglii postanowiłam się wyspowiadać. Wahałam się, ale w głębi serca czułam, że potrzebuję to zrobić. Podczas spowiedzi miałam ściśnięte gardło, płakałam. Otrzymałam rozgrzeszenie, ale sama sobie nie przebaczyłam.

Winnica Racheli – początek nawrócenia

Wciąż czułaś się winna.

Tak. Opanował mnie ogromny strach, że z powodu tego, co zrobiłam, za karę, stracę dzieci, które żyją. Że umrą albo zostaną mi zabrane. Zaczęłam modlić się Litanią loretańską o ochronę dla nich. Ochronę przed konsekwencjami moich grzechów. Pewnego razu obudziłam się z myślą, by sprawdzić, kiedy mogłabym rozpocząć duchową adopcję dziecka nienarodzonego. Był 25 marca. W tym dniu Kościół obchodzi uroczystość Zwiastowania Pańskiego, to też Dzień Świętości Życia. Wieczorem podczas mszy złożyłam przyrzeczenie duchowej adopcji. Wiem, że ta myśl była od Maryi.

Czy rekolekcje, o których wspomniałaś, przyniosły uzdrowienie? Poczułaś, że zdjęły z ciebie ciężar, który nosiłaś?

Rekolekcje zapoczątkowały proces mojego nawrócenia. Najważniejszym doświadczeniem było dla mnie zrozumienie, że ciężar grzechu, który popełniłam, mogę całkowicie oddać Jezusowi i że On mnie od tego balastu uwalnia. Zrozumiałam też, że moje nienarodzone dzieci są szczęśliwe u boku Boga Ojca w niebie. Że nie mają do mnie żalu. Z rekolekcji wracałam lekka i wolna, chociaż oskarżenia ze strony złego ducha, napady strachu, wstydu, żal jeszcze powracały. Poczułam, że potrzebuję zmienić moje myślenie, aby rekolekcje przynosiły dalsze owoce. Wprowadziłam regularną modlitwę, zaczęłam czytać Pismo Święte. Z czasem zauważyłam też, że coraz łatwiej przychodzi mi mówienie dzieciom o Bogu, o Kościele. Dziś, przed zaśnięciem, moje dzieci same proszę o wspólną modlitwę. Biblia w naszym domu nie leży zakurzona.

Michalina: Dopiero raczkuję w relacjach z Bogiem

Na jakim etapie życia jesteś dzisiaj? Masz poczucie, że poukładałaś swój świat na nowo?

Co najmniej półtora roku przymierzałam się do tego, żeby opowiedzieć tę historię. Podzielić się nią, by pomóc innym kobietom, które miały podobne doświadczenia i być może nie potrafią sobie z nimi poradzić, nie wiedzą, gdzie szukać pomocy. Małymi kroczkami nabieram pewności w wierze oraz nadziei w Bogu. Każdego dnia widzę cuda, które Pan Jezus czyni w moim życiu. Kiedyś np. nie zaśpiewałabym nawet psalmu w kościele, a dziś nie boję się stanąć na środku sali i powiedzieć głośno, że Jezus Eucharystyczny jest żywym Bogiem, a Maryja ukochaną Matką. Dzięki Jezusowi przestałam przejmować się opinią innych ludzi. Wiem, że dopiero raczkuję w relacjach z Bogiem i jeszcze długa droga przede mną, ale po to przecież żyję, żeby móc się dalej uczyć i wzrastać w wierze. Jestem też spokojniejsza o dzieci.

A twoja relacja z mężem? Udało się ją ocalić?

Tak, trwamy przy Bogu. Aborcja dla nas obojga była trudnym doświadczeniem. Podważyła moje wyobrażenie o mężu jako głowie rodziny. Chcę jednak podkreślić, że nawet przez chwilę nie czułam do niego pretensji czy żalu, raczej rozczarowanie. On także borykał się z bólem, z emocjami. Potrzebowaliśmy około półtora roku, żeby po raz pierwszy porozmawiać o tym, co się stało. Uczyliśmy się na nowo, krok po kroku, zbliżać do siebie psychicznie i fizycznie. Jak każde małżeństwo mamy swoje wzloty i upadki. Siłę daje nam modlitwa – wnosi w nasze życie cierpliwość i spokój, którego tak bardzo potrzebujemy.

Wierzysz, że Jezus chce dla ciebie jak najlepiej?

Tak. Z Jezusem wszystko nabiera sensu. Proszę Ducha Świętego, abym nie straciła Go z oczu i żyła na Jego chwałę. Dziś przepełnia mnie radość, że Bóg jest i uzdrawia. Czuję wdzięczność za to, że w każdej chwili mogę do Niego przyjść. Odkryłam również ogromną moc i wartość sakramentu spowiedzi świętej. Życzę każdemu, żeby doświadczał w życiu Bożej radości. Oczywiście wszystko ma swój czas. Nawrócenie to proces, który trwa całe życie, a miłość doskonali się bez pośpiechu.

*Imię zostało zmienione.

Tags:
aborcjanawróceniepro-lifeświadectwo
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail