Szyderstwa z chrześcijan na ekranie nie brakuje. Serial Nocna msza nie jest w tym względzie wyjątkiem. Ukazany w nim obraz Kościoła katolickiego nie wygląda zachęcająco. Egzaltowany ksiądz to słaba ofiara zła, dobrzy są tylko ateiści, muzułmanin i lekarka lesbijka.
Czy warto oglądać serial Nocna msza?
Jeśli oglądać tę historię przez pryzmat ideologii, jak robi to reżyser, szkoda czasu. My jednak serial obejrzeliśmy. My, tzn. rodzice i nastoletni syn. Z pewnością nie polecam go młodszym, ani tym, którzy nie przepadają za rozlewem krwi.
Horror nie jest tu sednem sprawy. Z odcinka na odcinek towarzyszył nam fragment z Silmarilliona Tolkiena:
Ty zaś, Melkorze, przekonasz się, że nie można wprowadzić do symfonii żadnego tematu, który by w istocie nie miał swego źródła we mnie i że nie uda ci się zmienić tej muzyki na przekór mojej woli. Kto się o to pokusi, okaże się w końcu tylko narzędziem moich planów, ujrzy bowiem rzeczy wspanialsze niż wszystko, co sam zdolny jest sobie wyobrazić.
Boża harmonia obejmuje również fałszywe nuty zła. Co więcej, Bóg tworzy rzeczy wspanialsze niż to, co zło usiłuje zniekształcić.
Czym jest śmierć?
Nocna msza to bez wątpienia chwytliwy tytuł, co potwierdza oglądalność serialu. To w pełni zasłużony reżyserski sukces Mike’a Flanagana, który zręcznie żongluje wszystkimi skojarzeniami ze złem.
Fabuła osnuta jest wokół historii księdza, który podpisał pakt z diabłem. Są kolejne ofiary, krew leje się strumieniami, choć być może nie tak często, jak chcieliby fani krwistych horrorów.
Uderzające jest, że przez większość czasu tego serialu należy słuchać. Nie, nie pomyliłam się. Są w nim długie sceny, w których dusze bohaterów całkowicie się obnażają. Sceny, które płyną powoli. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Sceny, na dnie których kryją się głębokie pytania, a w gruncie rzeczy jedno: czym jest śmierć?
Odkupienie Riley’a
Historia nie zaczyna się od paktu z diabłem, ale od chłopaka odmawiającego Ojcze nasz przy rozbitym samochodzie. Riley Flynn prowadził po pijanemu. Był wypadek, jego dziewczyna zginęła. Modlitwa ciśnie mu się na usta, choć dawno porzucił wiarę. Nie wierzy w Boga, ale modli się do Niego o uratowanie dziewczyny. Ta umiera. Czy gdyby Bóg istniał, nie powinien ocalić tych, których kochamy?
Gdyby serial nosił tytuł Odkupienie Riley’a, z pewnością nie cieszyłby się takim zainteresowaniem. Ale ten klucz interpretacyjny pozwala spojrzeć na tę opowieść jak na podróż duszy, która ponownie odkrywa niebo rozpięte między pewnością a nadzieją. Wszystko wokół zanurza się w ponure i złowrogie diabelskie zauroczenie.
Odkupienie Riley’a to wspaniała muzyka, która rodzi się z nasyconego złem głównego wątku. Nie będę spoilerować, ale droga Riley’a od nieumyślnego zabójstwa do oddania życia za innych zasługuje na obejrzenie.
Wiara w cuda, cud spotkania
Akcja Nocnej mszy toczy się na wysepce zamieszkałej przez rybaków. Dziwne? Nie. Nawiązań do Pisma Świętego i liturgii jest wiele, czasem aż zbyt wiele. Dla tych, którzy są w kościele rzadkimi gośćmi, serial może być powtórką z modlitw i mszy.
Po przybyciu na Crockett Island młodego ks. Paula następuje gwałtowne ożywienie wiary miejscowych rybaków. Dzieje się to za sprawą spektakularnych cudów. Młoda Leeza Scarborough, dotąd na wózku, zaczyna chodzić o własnych siłach. Te niezwykłe znaki przyciągają tych, którzy już dawno skończyli z Bogiem. Kościół pw. św. Patryka pęka w szwach, wierni są zachwyceni.
Tyle, że za cudami nie stoi Bóg, lecz zło, którego ziarno kiełkuje w sercu księdza oszukanego przez diabła i obietnicę potężnego, spektakularnego zbawienia. Bóg na Crocket Island jest obecny, ale nie w kościele. Bóg czyni cuda na Crocket Island, ale tak, jak robi to w świecie naprawdę i nieustannie. Towarzysząc wolności każdego człowieka wobec tego, do czego jest w danej chwili wezwany.