To czyńcie na Moją pamiątkę
Wielokrotnie słyszymy, że gromadzimy się na celebracji ofiary Chrystusa, a w Wielki Czwartek księża lubią powiedzieć, że jesteśmy razem z apostołami w Wieczerniku. Warto więc zapytać, czy faktycznie Pan umiera podczas każdej mszy św. i, podobnie, czy w czasie mszy zmartwychwstaje.
Nieraz księża dodają, że to bezkrwawa ofiara. Tu splata się wiele wątków, więc proponuję na to spojrzeć od strony tak zwanej anamnezy. Słowo to zasadniczo oznacza pamiątkę. Chrystus Pan, kiedy spożywa z uczniami ostatnią wieczerzę, po połamaniu chleba, który stał się Jego ciałem, i przekazaniu kielicha, w którym znajduje się Jego krew, mówi: „To czyńcie na Moją pamiątkę”, czyli: pamiętajcie o Mnie w ten sposób.
Chrześcijanie od wieków zastanawiają się i medytują, prosząc Ducha Świętego o zrozumienie, co to za rodzaj pamiątki. Antyczny świat znał uczty spożywane na pamiątkę zmarłego, ale z pewnością w odniesieniu do Jezusa nie chodzi o tego typu rytuał, bo przecież Chrystus Pan żyje.
Skoro jest to pamiątka, to możemy bardzo łatwo pójść w tę stronę, w którą skręciły wspólnoty protestanckie – a więc, że Eucharystia jest wyłącznie symbolem tego, co się wydarzyło podczas ostatniej wieczerzy, a potem na krzyżu. Uczestniczymy wyłącznie we wspominaniu tych wydarzeń.
Kościół katolicki mówi: „To nie jest zwykła pamiątka, tylko uobecnienie”, czyli właśnie anamneza. Wiemy, że w warstwie rytualnej ksiądz odmawia konkretne modlitwy, wykonuje konkretne gesty, w pewnym momencie unosi hostię i unosi kielich, odpowiadamy aklamacją itd. Widzimy więc theatrum, które co dzień jest ponawiane, ale jednocześnie przypuszczamy i przeczuwamy, że tu chodzi o coś więcej.
Posłuszny woli Ojca
Jak możemy to wszystko razem połączyć?
Najpierw musimy spojrzeć na życie Chrystusa Pana, które opisały Ewangelie. Jeżeli dobrze uchwycimy nadrzędną zasadę, jaką kieruje się On podczas swojego ziemskiego bytowania, to będzie nam łatwiej zrozumieć, jaki rodzaj ofiary jest składany podczas Eucharystii oraz w jaki sposób uobecnia i upamiętnia żywego Pana.
Z Ewangelii dowiadujemy się o zwiastowaniu Najświętszej Maryi Pannie. Autor Listu do Hebrajczyków wraca do tego wydarzenia i interpretuje je teologicznie. Wkłada w usta Syna Bożego, który jeszcze przed wcieleniem znajduje się po prawicy Boga słowa, które Ten mówi do Ojca: „Ofiar ani całopaleń nie chciałeś, ale utworzyłeś Mi ciało, i wtedy powiedziałem: «Oto przychodzę pełnić Twoją wolę»” (por. Hbr 10,8–9).
Pan staje się człowiekiem dlatego, że jest posłuszny Ojcu. To jest pierwsza ważna konstatacja. Kiedy dalej patrzymy na Jego życie, wspominamy narodzenie w Betlejem. Chrystus Pan jest ubogi, złożony w żłobie, nie ma dla Niego miejsca w gospodzie, jest poza miastem gdzieś w grotach przy Betlejem.
Rodzice Pana jak najubożsi, jak pasterze chowają się przed zimnem w grocie. Tam Maryja rodzi swojego Syna. Kiedy spojrzymy na to wydarzenie przez pryzmat słów listu św. Pawła do Filipian, to zrozumiemy, że On „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, i stał się posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa” (Flp 2,6–8).
Możemy patrzeć na narodzenie Chrystusa jako doświadczenie ogołacające – staje się zależny od swojej Matki i opiekuna, musi być karmiony, przewijany, tulony do snu. Faktycznie ogołocił samego siebie. A zrobił to dlatego, że jest posłuszny swojemu Ojcu. Tak też będzie – jak zaznacza Paweł – do końca Jego dni.
Dalej w Ewangelii według św. Łukasza czytamy o dwunastoletnim Jezusie w świątyni. Maryja z Józefem po trzech dniach szukania Syna znaleźli Go między, jak to się dawniej mówiło, doktorami w świątyni. Wówczas Matka pyta: „Dlaczego nam to uczyniłeś?”, a w odpowiedzi słyszy: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do Mojego Ojca?” (Łk 2,41–50).
Dwunastoletni chłopiec wie, że musi być posłuszny swojemu Ojcu i być w tych sprawach, które do Niego należą. Słuchając opowiadania o chrzcie Chrystusa w Jordanie, przypominamy sobie, że Jan Chrzciciel wyznaje, iż raczej to on powinien przyjąć chrzest od Zbawiciela. Wtedy Chrystus Pan odpowiada: „Godzi się, byśmy wypełnili wszystko, co jest sprawiedliwe” (por. Mt 3,15). To znaczy, że mają wypełnić to, co jest zgodne z Prawem, a więc zanotowane o Mesjaszu w księgach Starego Przymierza.
Chrystus jest posłuszny słowu, które Ojciec wypowiedział. Ponownie wraca motyw posłuszeństwa. Wreszcie, zaraz po tym, kiedy Duch wyprowadzi Go na pustynię, zmierzy się z trzema pokusami, które są bardzo precyzyjnie wycelowane w Jego Boskie synostwo. Zwróćmy uwagę, że diabeł mówi tam, przynajmniej przy dwóch pierwszych pokusach w opisie Łukaszowym i Mateuszowym: „Jeśli jesteś Synem Bożym”. Są to pokusy, które miałyby skłonić Pana do tego, żeby stał się nie kimś podległym Ojcu, ale żeby swoją Boskość wykorzystał do samodzielnych rządów. Niczym syn marnotrawny, który uzyskany majątek trwoni na własne cele.
Chrystus odrzuca pokusy, ponieważ jest kimś, kto wypełnia zamysł Boga Ojca. Widzi siebie jako kogoś poddanego Ojcu, chce służyć jako Syn. Wreszcie, kiedy czytamy o Chrystusie Panu podczas Jego wędrówek, to słyszymy, jak wielokrotnie mówi: „Trzeba nam czynić dzieła Mojego Ojca. Syn niczego nie czyni sam. Robię to, co widziałem u Mojego Ojca” (…).
Umarł tylko raz
A co dzieje się podczas Eucharystii?
Ofiarowanie dokonuje się pod postaciami chleba i wina, w formie rytuału. Także tu Syn Boży w stu procentach oddaje się swojemu Ojcu, tak jak w narodzeniu i na krzyżu. Choć nie umiera, bo umarł tylko raz, to absolutnie powierza się Ojcu, cały jest dla Niego.
Postać pokarmu uzmysławia nam wielkość oddania się Syna Bożego. Cały jest dla drugich. Najpierw dla Ojca, ale podobnie jak na krzyżu, cały jest również dla nas. Dlatego możemy powiedzieć: Eucharystia jest tą samą ofiarą, którą Chrystus Pan złożył na krzyżu. To jest ta sama ofiara, ale inny sposób ofiarowania. Ta na krzyżu jest krwawa i pełna cierpienia, a tu nie ma krwi i bólu, a jednak oddanie się Syna Bożego jest tak samo ostateczne.
Mówiąc inaczej: Chrystus Pan nie umiera za każdym razem, kiedy dokonuje się konsekracja.
Z pewnością nie, ponieważ List do Rzymian mówi: „Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga” (Rz 6,9–10).
Dlaczego więc wielu świętych mówiło, że podczas Eucharystii stajemy na Kalwarii? Mamy nawet obrazki z dawniejszych czasów, na których kapłan unosi hostię, a przed nim Chrystus umiera na krzyżu i z Jego boku leje się krew do kielicha? Te wyobrażenia są przesadzone?
To jest prawda! To ten sam oddający się w ofierze Chrystus. Natomiast wizja jest wyjaśnieniem, a nie dodaniem sensu do tego, w czym uczestniczymy. Eucharystia jest tą samą ofiarą, która dokonała się na Kalwarii, jest też tą samą, która dokonała się we wcieleniu, oraz tą, która dokonuje się odwiecznie w Trójcy.
Święci, do których wizji nawiązujesz, widzieli różne rzeczy podczas przeistoczenia: Chrystusa umierającego na krzyżu, cierpiącego, a z kolei kiedy indziej jako małe dziecko…
Jak na przykład św. Faustyna Kowalska.
…które unosi ksiądz podczas podniesienia. I to też jest prawda, ponieważ Dzieciątko to jest Syn Boży, który stał się ogołocony za sprawą wcielenia. Pełnia ofiary. Inni widzieli znaki, które nawiązywały do innych wydarzeń z życia Chrystusa, i to wszystko jest prawda, bo całe życie naszego Pana, jest jednym, wielkim oddaniem się Ojcu za nas. Tym samym jest Eucharystia.
* Tomasz Grabowski OP, ks. Wojciech Nowicki, Liturgia krok po kroku, W drodze 2021; tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl.