Aleteia logoAleteia logoAleteia
sobota 18/05/2024 |
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

Co oznacza „wziąć swój krzyż”? Mamy szukać problemów? Nie!

Krzyż w dłoniach

PKStockphoto | Shutterstock

W drodze - 28.02.22

„Wziąć swój krzyż” nie oznacza, że mamy szukać bólu. Nie mamy szukać problemów. Mamy ich dość. Czasami myślimy, że „wziąć krzyż” to znaczy być dla siebie surowym. Nie to mówi Jezus. Co zatem?

Chciałbym, abyś wsłuchał się w to jedno zdanie. Pochodzi z Ewangelii Jana: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony” – mówi Jezus (zarówno na krzyżu, jak i wywyższony w zmartwychwstaniu) – „pociągnę wszystkich do siebie” (J 12,32).

Oznacza to, że boski ruch śmierci i zmartwychwstania jest ruchem, w którym zostały wywyższone wszystkie ludzkie ciała. Że cała ludzkość została pociągnięta do tej tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Że w śmierci Jezusa zawiera się cała ludzka śmiertelność, nasze zepsucie, choroba, niedomaganie, zamęt, cierpienie i samotność.

Wszyscy zostaliśmy przybici do krzyża

Oznacza to, że nie ma na świecie żadnej ludzkiej istoty, która by nie była wywyższona na krzyżu z Jezusem. Jeśli to prawda, że Jezus na krzyżu jest Słowem, w którym wszystko jest stworzone, wtedy my wszyscy jesteśmy wywyższeni z Chrystusem na krzyżu.

Każde ludzkie ciało – czy jesteśmy dziećmi, nastolatkami, ludźmi młodymi, dojrzałymi, starszymi; czy mieszkamy w Stanach Zjednoczonych, Rosji, Azji, Afryce, Irlandii, Nikaragui; jesteśmy więźniami, czy ludźmi wolnymi; jesteśmy ludźmi wojny, czy ludźmi pokoju; czy jesteśmy biedni, czy bogaci – wszyscy jesteśmy wywyższeni w tym wydarzeniu na Golgocie. Nie tylko ludzie żyjący tu i teraz, ale wszystkie pokolenia, ludzie żyjący w wiekach przed Chrystusem, jak i ci z przyszłości, której końca nie znamy.

Wszyscy ludzie – przeszli, teraźniejsi i przyszli – zostali wywyższeni w tej tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Cała ludzkość została przybita do krzyża. Nie ma takiego cierpienia, czy będzie to samotność, gniew, ból czy odrzucenie, którego by nie doznał Bóg. Z tego powodu my, z naszym gniewem, z naszym bólem, z naszymi zmaganiami, jesteśmy w Bogu i jesteśmy wywyższeni poprzez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Zmartwychwstały jest Panem, w którego ciele wszyscy zostaliśmy zebrani. Cała ludzkość.

Bóg cierpi z nami wszystkimi

W takim rozumieniu jest wielka nadzieja. Jest w tym sekret postrzegania Jezusa jako objawienia Bożego współczucia. Wiesz, skąd pochodzi słowo współczucie (ang. compassion)? Od łacińskiego słowa com, co znaczy „z”, i passio, „cierpieć”. „Cierpieć z” to współczuć. Jezus objawia nam, że Bóg jest Bogiem, który cierpi z nami wszystkimi. Nie ma takiego cierpienia w tobie czy w kimkolwiek na świecie, którego by nie przecierpiał Bóg. W poznaniu tego jest wielka pociecha. Bóg doznaje wszelkiego ludzkiego cierpienia.

W Starym Testamencie hebrajskim słowem na określenie współczucia jest rachuwm. Słowo to pochodzi od rechem, to znaczy „łono”. Bóg zatem jest matką, która doznaje cierpienia swych dzieci w łonie. W Ewangelii, pisanej w języku greckim, kiedy Jezus mówi, że czuje litość, tekst tak naprawdę głosi, że doznaje On współczucia.

Czuł cierpienie i ból ludzi w swych wnętrznościach, w swych wewnętrznych narządach. Cierpiał tak mocno, był tak bardzo poruszony, że kiedy zobaczył wdowę z Nain i jej dziecko, które wkrótce miało być pochowane, „użalił się nad nią” (Łk 7,11–17). Tak głęboko przeżywał cierpienie i ból tej matki, tej wdowy, tej samotnej kobiety, że wskrzesił jej dziecko. Jego współczucie stało się ruchem życia.

Cierpienie staje się życiodajne

Wielkie wydarzenie w Nain jest ważne nie tylko dlatego, że Jezus dokonał cudu. Waga tego wielkiego zdarzenia leży również w tym, że Jezus poczuł cierpienie tej kobiety – tak głęboko, jak ona sama je czuła – i dlatego stało się ruchem, ruchem życia.

Cierpienie w jedności z tą kobietą stało się życiodajne i przywróciło dziecko do życia jako dar dla matki. Współczucie Boga dla całego ludzkiego cierpienia widać wyraźnie na krzyżu. To oznacza, że jesteśmy wezwani, aby dostrzegać Boże cierpienie w ludziach.

Ilekroć widzisz, że ktoś cierpi, i zastanawiasz się, jak ta osoba to przeżyje, wiedz, że Bóg już przecierpiał ten ból i znosi go wraz z tą osobą. W pewien sposób cała historia jest objawieniem głębi Bożego cierpienia. Z chrześcijańskiej perspektywy historia jest stałym rozwijaniem się intensywności i ogromu cierpienia Boga, lecz także Jego zmartwychwstania, ponieważ pośród całego tego cierpienia możemy bezustannie dostrzegać znaki nadziei.

Nasz krzyż w codzienności

Gdy śledzimy poranne wiadomości, możemy się zastanawiać, jak ktokolwiek może zwyczajnie zjeść śniadanie i iść do pracy. W tych doniesieniach jest tak wiele cierpienia. Myślę sobie: „Jeśli potraktuję to naprawdę poważnie, jak mogę cokolwiek zrobić?”.

Słyszę o wojnie, głodzie, terroryzmie i katastrofach środowiskowych i myślę: „Jeśli za bardzo się na tym skupię, jak będę mógł żyć?”. Czasami jedynym sposobem, by przetrwać, jest popadnięcie w otępienie i stwierdzenie: „Nie mogę na to wszystko zwracać uwagi. To zbyt wiele. To jest poza moją kontrolą. Mam własne problemy”.

Albo pojawia się gniew. Jeśli na przykład w niedzielny poranek kapłan mówi o wszystkich problemach świata i słuchamy o nich przez cały tydzień, a potem w kolejny niedzielny poranek znowu one się pojawiają, czujemy się bezradni. „Co chcesz, żebyśmy z tym zrobili?” Ogarnia nas smutek, stajemy się nerwowi i zagniewani i to nikomu nie pomaga, a często prowadzi do bierności z naszej strony. Być może nawet chcielibyśmy zawołać: „Dlaczego nie powiesz zamiast tego o czymś przyjemnym?”.

Drobne cierpienia – ciężkie brzemię

Konfrontacja z ludzkim cierpieniem nie pociąga za sobą współczucia. Prowadzi do gniewu, odrętwienia, irytacji i odrzucenia, ponieważ nie wiemy, jak sobie z tym wszystkim poradzić. To dla nas zbyt wiele. Cierpienie stanowi ciężkie brzemię – cięższe, niż potrafimy unieść.

Są też drobne cierpienia, które stają się ciężkim brzemieniem. Te cierpienia mogą czasami być jeszcze gorsze i mieć nad nami większą władzę. Drobne rzeczy, które mogą nam się przytrafiać i nękać nas przez cały dzień. Mogą nas zajmować – denerwujący szef, korek, nieprzyjazny gest, słowo odrzucenia, błędy w pracy. To drobnostki, ale mogą odebrać nam radość.

Te drobiazgi stają się ciężkim brzemieniem, ponieważ nas absorbują i zajmują miejsce w sercu. Wtedy czujemy się przeciążeni. Mówimy często: „Gdyby tylko ta jedna rzecz minęła, byłbym zadowolony”. Ale zawsze znajdzie się jakaś jedna rzecz. Każdy nosi w ciele jakiś cierń. Każdy ma coś, co każe mu w pewien sposób cierpieć. Choć na pierwszy rzut oka może to nie być widoczne, serce każdego człowieka nosi w sobie głęboki ból.

Małe krzyże trudniejsze do zniesienia

Czasami te małe krzyże wydają się trudniejsze do zniesienia niż te wielkie. Kościół powinien być przepełniony miłością, lecz niekiedy w kościele są ludzie, którzy się nawzajem nienawidzą. W twoim kręgu i wspólnocie istnieje zazdrość i gniew, i to jest trudne do zniesienia. Tam, gdzie spodziewasz się miłości, masz do czynienia z konfliktem i bólem.

Wtedy czujemy się odłączeni od Boga. Brzemię staje się ciężkie, jeśli go z niczym nie połączymy. To brzemię niesiemy sami, z nikim go nie dzieląc. Nie jest częścią czegoś większego. Siedzi nam na karku i przyciska coraz bardziej do ziemi.

Jezus mówi: „Weź swój krzyż i idź za Mną” (Łk 9,23). Mówi: „Weź moje brzemię. Jest to brzemię całego świata i stanie się lekkie. Weź moje jarzmo, a okaże się, że jest jarzmem słodkim” (por. Mt 11,30). Na tym polega tajemnica chrześcijańskiego życia. Nie jest tak, że Bóg przyszedł, aby zabrać nasze brzemię, zabrać nasz krzyż, zabrać nasze cierpienie. Nie. Bóg przyszedł, aby nas zaprosić do połączenia swojego cierpienia z cierpieniem Boga, połączenia swojego bólu z bólem Boga. Bóg zaprasza nas, abyśmy przeżywali chrześcijańskie życie w łączności z Jego Synem, który umarł zdruzgotany. Jest to zaproszenie do odważnego życia w łączności z Bogiem, który pragnie dać nam swoje brzemię jako brzemię lekkie, ponieważ właśnie to brzemię Bóg już za nas poniósł.

Zaproszenie do cierpienia z Bogiem

Jest jeszcze coś. Bóg nie tylko współodczuwa z nami, ale chce, abyśmy my współodczuwali z Nim. Musimy compati z Bogiem – compati z języka łacińskiego znaczy „cierpieć z” – musimy cierpieć z Bogiem. Zaproszenie, by cierpieć z Bogiem, jest prawdopodobnie najgłębszą rzeczą, którą obserwujemy w chrześcijańskiej tradycji. Współczucie oznacza nie tylko, że Bóg cierpi z nami, ale że teraz jesteśmy zaproszeni, by cierpieć z Bogiem.

Święci Franciszek z Asyżu, Teresa z Ávili i Jan od Krzyża o tym właśnie współczuciu mówią. Mówią o tajemnicy cierpienia z Chrystusem. Mówią o swoim cierpieniu jako uczestnictwie w cierpieniu Boga, i dzięki tej łączności ich cierpienie przestaje być absurdalne. Nadal jest bolesne. Ciężkie. Męczące. Trudne. Nadal samotne. Lecz połączone z krzyżem staje się czymś nowym.

Spójrz na tego człowieka, który został przebity i złamany, a zobaczysz promieniującą na ciebie miłość Bożą. Poczujesz przepływające przez ciebie ciepło i nowość. Za każdym razem, gdy patrzysz na swoje zmagania, ból i udrękę jak na brzemię, które musisz znosić, dostrzeż w nim trudy, z którymi zmaga się Syn Boży na krzyżu. Twoje zmagania staną się lekkim brzemieniem, ponieważ są brzemieniem Boga, który przecierpiał je dla nas.

„Wziąć swój krzyż” to nie znaczy, że mamy szukać bólu. Nie znaczy, że mamy szukać krzyża. Nie znaczy, że mamy szukać problemów. Mamy ich dość. Nie potrzebujemy więcej. Czasami myślimy, że „wziąć krzyż” to znaczy być dla siebie surowym. Nie to mówi Jezus. „Wziąć swój krzyż” to znaczy przede wszystkim zobaczyć, co jest powodem naszego cierpienia, rozpoznać jego źródło (…).

*Fragment książki „W drodze z Jezusem. Podróż wewnętrzna na przekór niepokojom”, Henri J.M. Nouwen, W drodze 2022; tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.p

Tags:
bógcierpieniekrzyż
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail