Rynek księgarski, i nie tylko, zalewają od dłuższego czasu wszelkiego rodzaju publikacje coachingowe. Wykpiwane w mediach społecznościowych jakby na przekór temu wciąż cieszą się dużym zainteresowaniem. Hewel o. Krzysztofa Pałysa OP także mówi o tym, jak prowadzić dobre i owocne życie, jednak w żaden sposób w opisany trend się nie wpisuje. A najwyraźniej różnicę między tą książką a poradnikami coachów, nawet chrześcijańskich, widać w podejściu jej autora do cierpienia i ascezy.
Trzeźwość
Nie ma tu przepisów na pozbycie się trudnych doświadczeń z życia i w zamian za to wypełnienie go sukcesami. Brak też epatowania opisami bólu i rozkoszowania się jego doświadczeniem. Są za to pełne współczucia mikrobiografie ludzi, którzy przez grzech i ślepą pogoń za powodzeniem sprowadzili na siebie, i nie tylko, cierpienie.
Diagnoza jest niesłychanie prosta: jeśli kogokolwiek lub cokolwiek w swoim życiu postawisz na miejscu Boga, zawiedziesz się. Możesz uciekać od tej prawdy, racjonalizować, uciekać w kreowanie wciąż na nowo doczesnych bożków, jednak zawsze koniec będzie ten sam – rozczarowanie i wynikający z niego ból.
Ojciec nie teoretyzuje. Zanim wstąpił do zakonu, przez wiele lat był poza Kościołem i spróbował bardzo wielu zagłuszaczy pustki podsuwanych mu przez życie. Jak pisze, do dziś zmaga się z nawrotami tęsknoty za tym, co dawało tak ulotną, ale równocześnie tak namacalną ulgę.
Jest jednak świadomy, że to jednocześnie uzależniało i zagłuszało najgłębsze pragnienie serca: „Są w życiu sprawy, którym powinniśmy pozwolić umrzeć, aby inne mogły żyć. (…) Nie chodzi o beznamiętność w znaczeniu obojętności względem innych, lecz aby nie skleić swojego serca z czymkolwiek, co się kończy i jest niestałe”.
Dla współczesnego człowieka trudna jest ta mowa, jednak autor wydaje się tym kompletnie nie przejmować. Mimo to nie pisze ponad głowami ani z pozycji wyższości. Dzieli się swoim doświadczeniem drogi do przyjmowania siebie: „Im dłużej jestem księdzem, tym mocniej się przekonuję, że dla wielu osób prawdziwą ascezą jest zgoda na swoje własne życie”. Bycia wdzięcznym za to, co jest, nawet jeśli da się to streścić w dwóch słowach: „Módl się i cierp”.
Droga w głąb
Ta drastyczna rada traci swoją ostrość, jeśli zestawimy ją z innym cytatem z tej książki: „Każdy człowiek ma w sobie czystą, niezmąconą głębię, gdzie mieszka Bóg. Panuje tam całkowita cisza. Tu wszystko jest zdrowe, tu także goją się rany, jakie zadało życie”. Przyjęcie cierpienia, tu istotny dodatek – cierpienia, którego nie da się w żaden sposób uniknąć – i oddanie go Bogu staje się drogą do tego wewnętrznego sanktuarium.
Mnie od czasu pierwszej lektury Hewel wciąż towarzyszy zdanie, którym podsumował powód swojego nieuzasadnionego gniewu alkoholik będący na terapii: „Nie szukałem prawdy, ale zwycięstwa”. Na szczęście to dostrzegł i wybrał prawdę, chociaż ta decyzja wiązała się ze zgodą na ból obumierania. Jednocześnie według o. Pałysa była najlepszym rozwiązaniem: „Kontempluj prawdę, patrz w światło i Nim się napełniaj, dopiero wówczas będziesz żył. Przemienia nas nie walka z ciemnością, ale to, z Kim przebywamy, na co patrzymy i czego słuchamy”.
Słodkie owoce pokutowania
Momentem przecięcia wszystkich oplątujących nas przywiązań jest oddanie ich w spowiedzi: „Grzechy wypowiedziane na spowiedzi przed Chrystusem tracą nad nami władzę”, bo (znów mistrzowskie krótkie zdanie, w których celuje autor Hewel), „Bóg zawsze jest ratunkiem, nigdy problemem”. Nie chodzi o otrzymaną podczas sakramentu naukę, ale akt rozgrzeszenia, w którym łaska dotyka serca, a Ojciec przygarnia nas do siebie. Dzięki temu na nowo odkrywamy, kim tak naprawdę jesteśmy. A ta prawda niesie nam wyzwolenie.