Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 29/03/2024 |
Aleteia logo
Pod lupą
separateurCreated with Sketch.

Dlaczego tak wielu młodych przebiera się za psychopatów? Fenomen serialu „Dahmer”

"Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera" (Netlifx)

Netflix / Courtesy Everett Collection/East News

"Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera" (Netlifx)

prof. Jakub Andrzejczak - 24.10.22

Jeden ze scenarzystów stwierdzić miał, że prawa do produkcji filmu o Dahmerze były negocjowane "w ciągu godziny" od momentu odnalezienia stworzonej przez niego katowni. Dlaczego tak wielu młodych dziś fascynuje się takimi postaciami, choćby przez zakup halloweenowych strojów?

Romans popkultury i kinematografii z seryjnymi mordercami jest niemal tak stary, jak cały przemysł kulturowy. Nie oznacza to jednak, że na przestrzeni lat był to „związek idealny”. Początkowo zbrodniarze ci prezentowani byli jako mroczni przestępcy, niczym postacie z gotyckich horrorów.

Wspomnieć można tu chociażby o wizerunku Kuby Rozpruwacza, mordercy, którego tożsamości nigdy nie poznaliśmy. Nie przeszkadzało to jednak popkulturze zza oceanu „ochrzcić” go Amerykaninem. Była w tym desperacka próba poszukiwania postaci, które zastąpią – trącącego myszką – kowboja.

Ted Bundy. Psychopatyczny następca kowbojów

O tym, jak hollywoodzkie wytwórnie filmowe na gwałt „potrzebowały morderców” świadczy chociażby fakt, że zdjęcia do Dusiciela z Bostonu rozpoczęto niespełna trzy lata po aresztowaniu Alberta DeSalvo, odpowiedzialnego za uduszenie 13 kobiet. W międzyczasie pojawiło się jeszcze kilka produkcji traktujących o seryjnych mordercach, aż wreszcie na amerykańską scenę wszedł on, Ted Bundy.

„Najsłynniejszy zwyrodnialec”, gwałciciel i „nekrofil wszech czasów”, który zburzył dotychczasowy wizerunek fanatycznych zabójców. Odnosiło się wręcz wrażenie, że jego atrakcyjny, sympatyczny wizerunek medialny przysłaniał okrucieństwa, jakich dokonał i zagłuszał rozpacz rodzin ofiar.

Theodore Robert Bundy wydawał się być perfekcyjnie skrojony na potrzeby świata rozrywki. To o nim nakręcono najwięcej filmów, napisano najwięcej książek i artykułów. To wreszcie o nim skomponowano najwięcej utworów muzycznych spośród wszystkich seryjnych morderców.

Życie jako suma spektakli

Wtedy też ruszyła popkulturowa machina budowania „marki” przestępców, dość szybko jednak odczytana przez bacznych obserwatorów rzeczywistości społecznej. Guy Debord, francuski filozof, już w latach siedemdziesiątych pisał, że w społeczeństwach, gdzie zwycięża współczesna zależność produkcji, całe życie jawi się jako ogromna masa spektakli. Wszystko, co było życiem, może zamienić się w jego reprezentację.

Nie inaczej stało się z osobą Jeffreya Dahmera, gwałciciela, mordercy, nekrofila i kanibala, który w latach 1987-1991 zamordował 17 mężczyzn. Jak relacjonował w 1994 r. Robert Conrath, hollywoodzki scenarzysta filmowy, ​​„kiedy dom rzezi Dahmera został odnaleziony, prawa telewizyjne do jego historii były negocjowane w ciągu godziny”.

Od momentu aresztowania kanibala z Milwaukee minęło ponad 30 lat. Spoglądając jednak na sukces najnowszej produkcji Netflix’a pt. Dahmer. Potwór: Historia Jeffreya Dahmera, jego „marka” pozostaje nadal żywa. 701 milionów godzin odtwarzania od daty premiery sytuuje w tej chwili serial na drugim miejscu wśród najpopularniejszych produkcji wspomnianej platformy. Wyprzedza go jedynie czwarty sezon Stranger Things.

Mój przyjaciel morderca

Warto jednak zaznaczyć, że postać Dahmera nie pojawia się w popkulturze po raz pierwszy. Nakręcono o nim już 5 filmów, w tym pierwszy w dwa lata po aresztowaniu. Jego wizerunek wykorzystano dotychczas m.in. w serialu South Park, musicalu The Book of Mormon czy piosence Cannibal, nagranej przez amerykańską piosenkarkę popową Keshę. Poświęcony zabójcy komiks pt. Mój przyjaciel Dahmer wydał też Derf Backderf, jego kolega ze szkolnej ławki. Na podstawie tej publikacji w 2017 r. powstał film fabularny pod tym samym tytułem.

Mogłoby się więc wydawać, że najnowsze „dziecko” Netflix’a to odgrzany kolejny raz kotlet, ale nic bardziej mylnego. Po pierwsze, odbiorcami jest dziś zupełnie inne pokolenie, które nie zna przedstawionej historii. Po drugie, przemysł kulturowy na przestrzeni trzech ostatnich dekad rozwijał się prężnie. Dziś oferuje już nie tylko produkty w postaci filmu, książki, muzyki czy komiksu. Daje za to możliwość masowego „skonsumowania” Dahmera w mediach społecznościowych, trendach na TikToku, strojach halloweenowych czy zwykłych ubraniach (T-shirty, bluzy).

Niezależnie jednak od tego, czy spoglądać będziemy na współczesne relacje pomiędzy przemysłem kulturowym a jego odbiorcami, czy te, które kształtowały się 30 lat temu, jedno jest pewne. Każdy, kto choć na moment pochyli się nad tematem kulturowego „pochłaniania” seryjnych morderców, musi ostatecznie zadać sobie pytanie: dlaczego fascynują nas historie psychopatów? Co powoduje, że tak wielu młodych przywdziewa strój Dahmera i nagrywa filmiki wpisujące się trendy w social mediach?

Oswajanie lęków

Bez wątpienia, nasz kontakt z przemocą reprodukowaną w mediach pozwala nam oswoić się z lękiem. To swoiste sprawdzanie siebie, próba ujarzmienia go, sprawienia, by nas nie paraliżował. Można wręcz stwierdzić, że to nasza osobista walka z realnym złem tego świata.

Innymi słowy, gdy punkt ciężkości przesuwa się z brutalnej, odrażającej rzeczywistości morderstwa na popkulturowy spektakl kryminalny, a więc od realnej tragedii po fascynację, mitologizacja seryjnych morderców staje się sposobem na zredukowanie zagrożenia, „zamknięcie” zła. Kiedyś wyłącznie w obudowie telewizora, książce czy utworze muzycznym, dziś na platformie streamingowej.

Naturalnym jest, że treści, o których mówimy, będą statystycznie częściej skupiać młodszą część widowni. Dziś – po obejrzeniu filmu – chce ona w ten osobliwy spektakl wejść jeszcze głębiej. Samodzielnie rekonstruuje (ujarzmia) więc tę przemoc w mediach społecznościowych, właśnie w postaci strojów, gadżetów, memów, trendów.

Pytanie bez odpowiedzi

Treści te padają też współcześnie na podatny grunt tożsamości ponowoczesnej, labilnej, płynnej, nieustannie zmieniającej się pod wpływem – dostarczanych przez komercję – spektakli. Tożsamości bez rdzenia, która łatwo wpada w modę i równie łatwo ją porzuca, bez jakiejkolwiek refleksji nad nią.

W gąszczu spraw, nierozwiązanych sporów (tych mniej i bardziej naukowych), niezliczonych sub – popkultur, przewartościowania wartości „absolutnych”, uzyskujemy wiedzę o tym, że… „wszystko płynie”. Że może nie ma Boga, że może Darwin nie miał racji, że może Warhol to artysta, że może Dahmer nie był taki zły, że może nie warto się nad tym zastanawiać… Wszak jedynie popkulturowy hedonizm umożliwia czerpania z życia tego, co w innych miejscach i w innym czasie jest bądź to prawnie zakazane, bądź uznawane społecznie za niemoralne czy wręcz grzeszne.

Trudno w kilku zdaniach rozprawić się z omawianym tematem. Szczególnie, że każda odpowiedź rodzi kolejne, nurtujące pytania. W rzeczywistości – jak dotąd – nie poradziła sobie z tym nawet nauka, przepełniona tysiącami, często sprzecznych badań w omawianym tu zakresie.

Tak więc i ja pozwolę sobie pozostawić bez odpowiedzi pewne pytanie. Winno nas ono skierować w kierunku empatii w stosunku rodzin ofiar i społecznej odpowiedzialności całego przemysłu kulturowego. Czy skoro świat realny nigdy nie był, nie jest i nie będzie gotowy na Jeffreya Dahmera i innych seryjnych morderców, to czy rzeczywiście potrzebuje ich reprezentacji w medialnym spektaklu spieniężonych doznań?

Tags:
filmmłodzipsychologiaspołeczeństwozbrodnia
Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!

Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail