Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 25/04/2024 |
Aleteia logo
Styl życia
separateurCreated with Sketch.

Rodzinne wojny na granicach? Poznaj gotowe recepty na trwały pokój! [nasz wywiad]

matka rozmawia z córką o trudnej sytuacji

Alfira | Shutterstock

Marta Brzezińska-Waleszczyk - 23.11.22

„Jeśli nie daję dziecku prawa do decydowania, przekraczam jego granice wyboru. Wtedy pojawia się straż graniczna, która chroni prawa do granic. A naruszanie granic budzi opór, bunt” – zapewnia psycholog Jarek Żyliński. Jak szanować granice dziecka w codziennym życiu?

Codzienne czynności często budzą „wojny” domowe na linii rodzic–dziecko. Mycie zębów, pójście spać… Nie wspominając o odmowie kupna nowej zabawki czy kolejnego cukierka. Jak mówić dziecku „nie” szanując jego granice, a jednocześnie dbając o granice rodzica? I dlaczego dziecko, którego granice są szanowane i które ma możliwość wyboru, łatwiej podejmuje współpracę? A wreszcie, jak w rodzinnej, domowej codzienności szanować granice swoje i dzieci? Podpowiada psycholog Jarek Żyliński.

Marta Brzezińska-Waleszczyk: Spięcia na linii rodzice–dzieci, u pana opisane jako ruchy na granicach, budzą militarne skojarzenia. Nie bez powodu. Codzienne czynności wzbudzają „wojny” domowe. Wzmocnienie granic jest receptą na trwały pokój?

Jarek Żyliński*: Skojarzenia są nie tyle militarne, co państwowe. Dobrze nakreślone granice państw zapobiegają działaniom militarnym. Kiedy każdy wie, których granic nie przekraczać, jakich rzeczy nie robić drugiej osobie, to nie ma zakusów, by wpływać na inne państwo, nie ma wojny. W przypadku ludzi granica wyznacza ich odrębność. Ich jasne nakreślenie jest drogą do pokoju, co nie oznacza, że wyeliminujemy spięcia czy trudności. Poszanowanie granic bywa trudne w codziennym życiu, ponieważ nie zawsze wówczas dzieje się tak, jak chce rodzic. Czasem wymaga kreatywności, pomysłowości rodzica. Dziecko, którego granice są szanowane, nie musi o nie walczyć, więc jest spokojniej.

Granice dzieci i dorosłych

Ale są też granice otwarte. Wyjaśnijmy więc, czym te granice w ogóle są.

To linia, na której ja się kończę, a ty zaczynasz. Mogę cię przez nią przepuścić, biorąc cię na barana (granica ciała), bawiąc się  z tobą (granica czasu), czy podejmując decyzję i biorąc twoje potrzeby pod uwagę (granica wyboru). Ta linia nas oddziela, ale jeśli się zgodzę, możesz ją przekroczyć. Granice mogą być zbywalne, np. w kwestiach materialnych (moja zabawka), ale i niezbywalne (moje ciało, emocje, myśli, wybory). Mam swoje zdanie, mogę otworzyć granice i zgodzić się, by ktoś na nie wpłynął (“co o tym myślisz?”). Ale jeśli mi to nie służy, nie zgadzam się z tym, zamykam swoje granice i nie przyjmuję twojego poglądu. Moje myśli pozostają moje.

Codziennie wciąż naruszamy swoje/czyjeś granice. Ty słuchasz radia, ja chcę ciszy. Dziecko chce się bawić, ja chcę spać. To wymaga skomplikowanej sztuki dyplomacji, by wzajemnie się nie pozagryzać siedząc w jednym mieszkaniu.

Owszem, czasem trzeba dyplomacji. Ale jasno wyznaczone granice i ich świadomość pomogą zaprowadzić w rodzinie spokój. Jasność na tym polu daje dzieciom spokój. Jeśli są świadome granic oraz prawa do nich, tej dyplomacji trzeba mniej. Kiedy dzieci czują, że naruszają czyjeś granice, łatwiej odpuszczają. Swoje granice chronią zdecydowanie mocniej. Oddadzą zabraną komuś zabawkę, ale niechętnie się podporządkują oddając swoją.

Ruchy na granicach

Jak dzieci reagują na przekraczanie ich granic? Nie zawsze jest to złość czy tupanie nogami. Po czym poznać, że przekroczyliśmy granice dziecka?

Moje granice wyznaczają przestrzeń, w której czuję się komfortowo. Jeśli pojawia się dyskomfort, to możliwe, że coś się dzieje na granicach. Rekcją może być złość, strach, odcięcie, ukrycie, upieranie się. Tyle, że mogą się one pojawić nie tylko przy przekraczaniu granic. Dlatego tak ważna jest moja dorosła świadomość tego, gdzie leżą granice. Wówczas, widząc reakcję dziecka, mogę się zastanowić, czy tym co robię, przekraczam granice jego ciała, emocji (np. mówiąc, że ma się nie bać czy nie złościć), myśli czy choćby wyborów. Często nie uświadamiamy sobie, że każde polecenie jest wkroczeniem w granice dziecka. Nawet jeśli ono się na to zgodzi, bo przecież jest od nas zależne. Dobrze jest podejmować taką decyzję świadomie.

Jak powiedzieć „nie”?

Wiedza i narzędzia to jedno, najtrudniejsza praktyka. Co w sytuacji, kiedy dla dobra dziecka musimy powiedzieć „nie” albo dać polecenie? Przykład: dziecko nie chce myć zębów albo iść spać mimo później pory. Im mniejsze dziecko, tym trudniejsze negocjacje. Myjąc maluchowi zęby, mimo sprzeciwu, rodzic przekracza granice?

Tak, to jest przekroczenie granic. Może być tak, że w pewnych sytuacjach uznamy, że granice nie są najważniejsze. Ale koszty są duże. Nie tylko w zakresie samego konfliktu o umycie zębów, ale także w zakresie postrzegania istoty granic przez dziecko. Zachęcam więc do tego, by granice były ważne dla rodzica.

Załóżmy, że są.

Drogi porozumienia z dzieckiem z poszanowaniem granic są bardzo różne. Może wymagać to planowania, bo dziecku łatwiej jest usłyszeć „jak skończysz zabawę, to zapraszam do jedzenia”, niż rzucić w pięć sekund zabawę, w którą jest zaangażowane. Czasami z pomocą przychodzi zabawa, a czasami zwykła rozmowa i porozumienie. Dziecko, którego granice są szanowane, chętniej słucha, co rodzic ma do powiedzenia.

Chyba nie zawsze to działa…

Na pewno jest trudniej, kiedy przekroczony jest poziom zmęczenia dziecka. Nie dopuszczajmy do tego. Dziecko, którego dobrostan psychofizyczny jest słaby, jest w kryzysie i – jak każdy w takim stanie – nie zwraca uwagi na granice innych osób. Kiedy dziecko ma siłę na współpracę, działa znacznie częściej.

Mamo, daj cukierka!

Jak reagować na dziecięce „nie”, kiedy jest ono sprzeczne z naszym rodzicielskim przekonaniem? Np. słodycze / kupienie kolejnej zabawki / czas przed TV? To wymaga pracy nie nad zmianą emocji / opinii / potrzeby dziecka, ale nad ich wyrażaniem.

Po pierwsze, trzeba odpowiednio podejść do frustracji dziecka. Ono może mieć swoje wybory i emocje, ale ja też mam swoje. Akurat te trzy wymienione rzeczy należą do moich granic. Ja, jako dorosły, decyduję co kupić dziecku czy też co udostępnić. Oczywiście trudniej jest, kiedy mamy potajemnego dostawcę w postaci dziadków (śmiech). Może właśnie wtedy mogę uznać, że granice dziecka są mniej ważne, niż to, by nie jadło dwóch kilogramów słodyczy dziennie.

Nowe zabawki?

To znowu na poziomie granic jest jasne. To są moje pieniądze i nie chcę ich wydać na zabawkę. Natomiast możemy uzgodnić z dzieckiem, na ile chcemy dać mu korzystać z naszych zasobów. Jeśli jest tutaj dużo konfliktów, może zaproponujmy dziecku, że np. kupujemy jedną zabawkę do pewnej ceny raz na miesiąc. To nasze zasoby, więc możemy dziecku ustalić bardzo jasne zasady korzystania z nich. 

Złość to cudowna emocja!

Ale ten wrzask w sklepie na odmowę…

Frustracja wymaga pracy na emocjach. Niezwykle ważne jest tutaj wyznaczenie granicy między emocjami dziecka a swoimi. Wysłuchać dziecka, a nie złościć się, że czegoś chce. To granice moich emocji. Dziecko jest sfrustrowane, że nie dostanie zabawki za tysiąc złotych. Ale to nie ja mam się z tego powodu złościć! To nie moje emocje. To dziecko jest złe, jemu jest ciężko. Mogę nie zgadzać się na to, że dziecko swoją złością wchodzi w moje granice, na przykład bijąc mnie. A nie chcę, by dziecko swoją frustracją sterowało moimi emocjami.

Czyli ta złość jest OK?

Dziecko często przeżywa frustrację i nie ma w tym nic złego. Złość to cudowna emocja! Jeśli prowadzi do zdobywania rzeczy, pracowania na nie, a nie wymuszenia. Pcha ludzi do rozwoju. Coś mnie frustruje, więc staram się to zmienić. Dziecko z początku ładuje swoje frustracje w główne źródło potencjalnych zmian, czyli rodzica, co zdecydowanie jest dla nas wyzwaniem, ale z czasem możemy pomóc mu się nauczyć lepiej zarządzać tą emocją. My z kolei często najpierw musimy się nauczyć, by frustracja dziecka nie stała się naszą frustracją.

Niezaspokojone potrzeby rodziców

To nie ty mnie wkurzasz, ale ja się wkurzyłam (twoim zachowaniem). To JA się denerwuję. Wzięcie odpowiedzialności za moje emocje daje sprawczość w podjęciu zmiany?

Moje emocje czasami wynikają z oczekiwań, że dziecko nie będzie się złościło. A ono się złości, to jego emocje. Nie dziecko mnie wkurza, ale ja się wkurzam, bo czegoś mi w tej sytuacji brakuje. Jakaś moja potrzeba nie jest zaspokojona. Chcę spać? Jestem głodny? Zmęczony? Ja np. denerwuje się, kiedy jestem niewyspany. Mam kompetencje, doświadczenie, ale bywa, że złość dziecka staje się moją złością. I to wynika z mojej niezaspokojonej potrzeby snu. Rozmawiamy nie o tym, że dziecko krzyczy, ale o tym, że nie spałem pół nocy.

A dziecko chce tysięczny raz grać w Monopoly…

Zgadzanie się na to jest częstym początkiem konfliktu! Byle bzdura wyprowadzi rodzica z równowagi, bo przez półtorej godziny robił coś, na co nie miało ochoty. Sam zgodził się na naruszenie swoich granic. Mogę dziecku powiedzieć: „Chętnie pobawię się w to i to, ale na to nie mam ochoty”. Jasno pokazać moje granice. Może po odpoczynku złość dziecka nie będzie mnie frustrowała. I sam nabiorę ochoty na zabawę z nim.

Prawo rodzica do odpoczynku

Co w sytuacji, kiedy dochodzi do różnicy potrzeb rodzica i dziecka? Można decydować, które są ważniejsze? Co jeśli te potrzeby kolidują ze sobą? Ja chcę iść na spacer do lasu, dziecko – układać klocki w domu.

To trudna kwestia, bo każdy ma prawo do swoich granic. Mamy dwójkę dorosłych, jeden chce iść do parku, drugi na basen. Rozdzielają się i to jest OK! Kiedy mam dość siedzenia w domu, mogę powiedzieć dziecku: “to jedyne, co mogę zrobić. Nie będę się bawił. Możesz wybrać. Jeśli nie idziesz na spacer, to poczytam książkę, a ty się pobawisz klockami. Nie mam przestrzeni na nic innego. Bardzo tego potrzebuję”. Oczywiście nie chodzi o szantaż, tylko szczery komunikat, że nie mam siły na nic innego, dopóki nie uzupełnię swoich braków. Ważne, by to było na poziomie uczciwości, nie manipulacji.

Rodzicom, zwłaszcza mamom, przez gardło nie przechodzi: będę teraz leżeć.

No właśnie! Potrafię odmówić zabawy, bo robię obiad, odkurzam, idę na zakupy. Ale nie potrafię powiedzieć, że nie pobawię się, bo chcę odpocząć. Dlaczego odmawiamy sobie prawa do odpoczynku? Jeśli nasze granice staną się dla nas ważne, dziecko to zrozumie. Tak samo, jak w przypadku obiadu czy zakupów. Do kolizji dochodzi, kiedy rodzic nie daje sobie prawa do zaspokajania swoich potrzeb. Dziecko to wyczuwa i wchodzi nam na głowę. Jeśli rodzic oddaje dziecku pilota, pytając „a mogę odpocząć?”, to ono będzie decydować, co on może, a czego nie.

Dziecko w kryzysie

Kiedy jeszcze dochodzi do kolizji?

W kryzysie. I to zarówno w przypadku dzieci, jak i dorosłych. Wówczas nie respektujemy swoich granic w ramach swoich potrzeb. Nie dogadam się z przemęczonym, przebodźcowanym dzieckiem, które spędziło dwie godziny przed ekranem. Jest w kryzysie, a człowiek w kryzysie ma w nosie granice innych. Mnie też w kryzysie zdarza się przekroczyć granice i np. krzyknąć. A dzieciom do kryzysu jest bliżej, bo mają mniej zasobów, jak sobie z nim radzić.

Pokazuje pan ciekawe rozgraniczenie między rozkazem, poleceniem a daniem wyboru. Dlaczego dziecko zdecydowanie lepiej reaguje na to drugie?

Bo nie musi bronić swoich granic. Jeśli nie daję dziecku prawa do decydowania, przekraczam jego granice wyboru. Wtedy pojawia się straż graniczna, która chroni prawa do granic. Naruszanie granic budzi opór, bunt. Jeśli nie zrobi tego jako dziecko, to z pewnością jako nastolatek.

Dawanie wyboru drogą do anarchii?

Tak, ale pojawiają się obawy, że wciąż dając dziecku prawo decydowania, damy sobie wejść na głowę. Poza tym, pójdzie do szkoły, a tam nauczyciel będzie wydawał polecenia. Nie zapyta, czy dziecko chce siedzieć w ławce czterdzieści pięć minut albo czy napisze sprawdzian.

Przecież dzieci w szkołach od dziesięcioleci walczą o swoje granice! Ściągają, olewają naukę, oszukują nauczycieli. W szkole trwa permanentna wojna na granicach. O ile małe dzieci, powiedzmy w klasach jeden–trzy, z racji na zależność od dorosłych pozwalają narzucać sobie naszą wolę, to starsze już nie. Nie będą grzecznie słuchać! Jeśli nauczyciel używa siły, gróźb, zmusza, to dzieci będą szukały drogi, by jednak ominąć jego działania.

A jak pan odpowiada na argumenty, że dawanie dziecku wyborów to droga do anarchii?

Choć poszanowanie granic wyboru oznacza „każdy robi to, co chce”, to właśnie granice chronią nas tutaj przed anarchią. Po pierwsze, to każdy robi co chce, póki nie przekracza granic innych. Wówczas znaczna część destrukcyjnych wyborów rozbija się o granice innych osób. Druga rzecz, która nas chroni przed chaosem, to fakt, że dziecko, którego granice są szanowane, dużo łatwiej z nami współpracuje. Zwłaszcza nastolatek, który widzi, że jego autonomia (w tym wieku ważniejsza niż rodzic), jest szanowana, chętniej porozmawia o swoich wyborach z rodzicem. Po trzecie, dajmy dziecku przestrzeń na popełnianie błędów, kiedy to ono ponosi konsekwencje, bo to rozwojowe. To jego błędy, nie moje.

Inaczej jest wtedy, gdy efekt porażki przekracza moje granice. Wreszcie na koniec chciałbym powiedzieć, że są sytuacje, w których rodzic uzna, że granice dziecka nie są najważniejsze, bo ważniejsze jest np. jego zdrowie – kiedy nie pozwalam mu na zrobienie czegoś niebezpiecznego. Ale jeśli robię to sporadycznie, w wyjątkowych sytuacjach, dziecko łatwiej to przyjmie, niż gdybym robił to regularnie.

Dawanie wyboru, a nie manipulacja

Nie jest to trochę sztuczka: chcesz sprzątnąć pokój teraz czy po godzinie zabawy?

Ależ dziecko łatwo sobie z taką „sztuczką” poradzi i powie „wcale” (śmiech). Jeśli czuje, że nie ma wyboru, to odmawia współpracy. Inaczej to wygląda, kiedy powiem: widzę, że jest ci ciężko posprzątać pokój, co ci pomoże? Może zrobisz to po obiedzie, jak odpoczniesz? Szanuję, że to pokój dziecka i że jest zmęczone. Nie wchodzę na poziom manipulacji, to nie działa. Poza tym nie zapominajmy o tym, że dzieci powielają nasze metody rozwiązywania trudności.

A kiedy dziecko notorycznie odmawia? Albo wciąż robi coś nie tak, choć wielokrotnie powtarzamy: nie rysuj po kanapie! Jak to się ma do dawania wyboru i szanowania granic?

Jeśli dziecko ma jasno nakreślone, że czegoś nie wolno, a wciąż to powtarza, to trzeba zapytać: dlaczego to robi? Jaka niezaspokojona potrzeba się pod tym kryje? A może, na poziomie granic, dziecko sprawdza, czy naprawdę je stawiamy? Czy serio na coś się nie zgadzamy? Jak wygląda twoje „nie”? Może próbuje wyczuć granice emocji rodzica? Gdzie jest jego złość? Często robią tak dzieci rodziców, którzy się „nie złoszczą”. Wracając do niezaspokojonej potrzeby, to może dziecku trzeba dać więcej kartek do rysowania. Może zamontować tablicę, albo dać jedną ścianę do pomalowania, bo i tak planujemy malowanie za miesiąc.

Granice dzieci i dorosłych

Jak dbać o granice dzieci i swoje, rodzica?

Po pierwsze, pokazać gdzie one są. Po drugie, chronić je, kiedy są ważne. Nie bać się tego, że jestem w tym zdecydowany – to moje granice. Po trzecie, pokazać dziecku, że jego granice też są ważne. Jeśli dzieci wiedzą, że granice są i gdzie są, jest im łatwiej. Oczywiście, że nadal czasami pojawiają się spory przygraniczne. Wtedy, kiedy pojawia się złość, mogą pojawić się, szczególnie między rodzeństwem, próby sprowokowania drugiej strony bądź mocniejszych przekroczeń.

Kiedy granice paru osób nachodzą na siebie, a na tym polega bycie w rodzinie (i każdej innej grupie), to pewne spięcia są nieuniknione. Ważne jest, żeby do tych granic podchodzić z szacunkiem, nawet jeśli czasem, z jakiegoś ważniejszego dla nas powodu, decydujemy się na ich przekroczenie. Wówczas będzie więcej przestrzeni na rozmowę, szukanie rozwiązań, co jest znacznie trudniejsze, kiedy w rodzinie ciągle trwają wojny na granicach.

*Jarek Żyliński – psycholog wychowawczy. Prowadzi wykłady, warsztaty i audycje dla rodziców oraz edukatorów. Współpracuje jako ekspert z instytucjami zajmującymi się rodzicielstwem i edukacją, a także z mediami. Autor książki „Granice dzieci i dorosłych”.

Tags:
dziecikłótniapsychologiarelacjerodzicerodzina
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail