Są dni, że atak szczytowy kończy się porażką, bo dziecko jest w zupełnie innym punkcie niż rodzic. Trzeba zejść do bazy, a kolejnego dnia próbować ponownie … – aktor Wojciech Błach opowiada o dojrzałym i świadomym ojcostwie
Wojciech Błach, popularny aktor, niespełna rok temu po raz trzeci został tatą. Nam opowiada m.in. o dojrzałym ojcostwie i o tym, dlaczego wziął ślub kościelny.
Anna Gębalska-Berekets: W maju obchodził pan pięćdziesiąte urodziny. Były podsumowania?
Wojciech Błach: Nie tyle dotyczyły przeszłości, co planów na przyszłość. I tego, co jeszcze mam do zrobienia.
Był kryzys wieku średniego?
Kiedy kończyłem czterdzieści lat, nie było żadnego kryzysu. Przy pięćdziesiątce też nie. Pomyślałem, że trzeba go sprowokować (śmiech). Nie miałem nigdy nowego samochodu. Postanowiłem, że przyszedł na to czas. Zamówiłem auto w salonie, podpisałem dokumenty leasingowe i cierpliwie czekałem. Zamiast po dwóch miesiącach, przyszedł po roku. W tym czasie cena benzyny poszła znowu w górę, zwiększyły się stawki mandatów i okazało się, że sprawiłem sobie niebezpieczny prezent, bo samochód raczej z tych małych i szybkich.
Po raz trzeci został pan tatą. Jak wygląda dojrzałe ojcostwo?
Jest jeszcze bardziej świadome (śmiech). Pierwsze dziecko przyszło na świat kiedy miałem prawie czterdzieści lat, więc już wtedy można było powiedzieć, że jestem „starszym” rodzicem. Dość porządnie się do tego przygotowałem. Norbert urodził się dekadę później. Bardzo często zastawiam się, czy gdybym był dwudziestoparoletnim ojcem, nie byłbym bardziej spontanicznym, odważnym, bo mniej świadomym pewnych rzeczy człowiekiem. I jaki wpływ miałoby to na dzieci? Widzę, że moi chłopcy są jak na swój wiek bardzo uważni i rozsądni. Raczej najpierw obserwują i jak już przemyślą sprawę, to dopiero ruszają do działania. Nie wiem, czy to nie jest tak, że starsi rodzice rozmowami, sposobem bycia tworzą takich „małych dorosłych”… A może się mylę, może to nie ma kompletnie znaczenia (śmiech).
Żałuje pan, że tak późno ułożył sobie życie?
To pytanie, na które chyba nikt nie odpowie, że tak. Absolutnie nie żałuję. Najpierw musiałem się „wykształcić”, żeby mieć pracę i mieć za co „postawić” dom. A potem wypełnić go rodziną. I w tym wszystkim znaleźć sens. Jeśli czegoś mogę żałować, to tylko tego, że w naszym kraju tak strasznie długo i ciężko trzeba pracować, żeby cokolwiek „zbudować”, stworzyć. Ciągle jesteśmy w jakimś kryzysie. I nawet jak już coś zbudujemy, to piekielnie trudno to utrzymać. To temat rzeka…