„Wkrótce stanę przed ostatecznym sędzią mojego życia. Choć, patrząc wstecz na moje długie życie, mogę mieć wiele powodów do obaw i lęku, to jednak w duchu jestem radosny, ponieważ mocno wierzę, że Pan jest nie tylko sprawiedliwym sędzią, lecz także przyjacielem i bratem, który już sam cierpiał z powodu moich niedostatków i dlatego jako sędzia jest także moim obrońcą, Parakletem” – napisał 6 lutego 2022 r. papież emeryt Benedykt XVI. Ta wypowiedź nabrała zupełnie innego znaczenia jedenaście miesięcy później, gdy 31 grudnia świat obiegła wiadomość o jego śmierci.
Przygotowanie do śmierci
Jednakże z zapisków i udzielanych przez lata wywiadów wynika, że do tego dnia papież senior przygotowywał się sumiennie długo i dużo wcześniej. Czerpiąc z Biblii, nauczania ojców Kościoła i z dorobku własnej teologii – zwłaszcza przez podejmowanie badań nad eschatologią, czyli nauką o „rzeczach ostatecznych” – przybliżał się do tego dnia w oczekiwaniu na spotkanie z Tym, którego wszechmoc kontemplował i uznawał. Przygotowywał się nie tylko na poziomie duchowym, ale również cielesnym, przez deklarację oddania do dyspozycji swoich organów.
Trzeciego października 1999 r. kard. Joseph Ratzinger po raz pierwszy wyznał publicznie, że zapisał się do stowarzyszenia dawców organów. „Spontanicznie oddać do dyspozycji części własnego ciała, aby pomagać tym, którzy tego potrzebują, to gest wielkiej miłości. Jest rzeczą słuszną przyłączyć się, spontanicznie i z pełną świadomością, do kultury transplantacji i dawania organów” – wytłumaczył.
“Ze swej strony mogę tylko powiedzieć, że już od lat jestem zapisany do stowarzyszenia i zawsze noszę ze sobą dokument, gdzie, oprócz moich danych osobowych, zapisane jest, że jestem gotowy, wobec okoliczności, ofiarować moje narządy, aby pomóc każdemu, kto będzie tego potrzebował. Jest to akt miłości, akt bezinteresownego uczucia, dyspozycyjności” – mówił.
Benedykt XVI, jakiego nie znałeś. Mało znane zdjęcia:
Benedykt XVI: obawa przed śmiercią
„W obliczu godziny sądu łaska bycia chrześcijaninem staje się dla mnie tak oczywista. Bycie chrześcijaninem daje mi poznanie, a nawet więcej – przyjaźń z Sędzią mojego życia – i pozwala mi przejść z ufnością przez mroczną bramę śmierci. W tym kontekście ciągle przypomina mi się to, co Jan mówi na początku Apokalipsy: widzi Syna Człowieczego w całej Jego wielkości i pada u Jego stóp jak martwy. Lecz On kładzie na nim swoją prawą rękę i mówi: «Przestań się lękać! To ja…»” – pisał w nawiązaniu do pierwszego rozdziału Apokalipsy św. Jana Apostoła.
Jednak mimo wielkiego teologicznego wyrobienia i nieustannej troski o dar wiary nie ukrywał, że czuł przed śmiercią pewną obawę. Na zadane wprost pytanie, czy boi się śmierci, odpowiedział:
„W pewnej mierze tak. Po pierwsze, chodzi o obawę, że będzie się ciężarem dla ludzi, spowodowanym dłuższym czasem upośledzenia. To uważam za bardzo zasmucające. Mój ojciec też zawsze się tego obawiał, ale zostało mu to oszczędzone”.
Dziś wiemy już, że i jemu długie bycie ciężarem dla opiekunów też zostało oszczędzone.
„Po śmierci jest się rzeczywiście w domu”
Miał świadomość i głęboką wiarę w to, że gdy zamykamy oczy po tej stronie życia, otwieramy je natychmiast po tej drugiej. Ufał, że dla wierzących życie po śmierci, a więc życie wieczne, jest spełnieniem.
„Po śmierci jest się rzeczywiście w domu” – mówił. Na pytanie, czego się spodziewać w chwili, gdy staniemy przed obliczem Wszechmogącego, wskazał na dwa aspekty.
“Pierwszy, bardziej teologiczny, to taki, że wielką pociechą i wspaniałą myślą jest to, o czym wspominał św. Augustyn. Interpretując słowa psalmu: „Szukajcie zawsze Jego oblicza”, odnosi on owo „zawsze” do wieczności. Bóg jest tak wielki, że nigdy Go nie ogarniemy, bo wciąż jest nowy. Istnieje nieustający, nieskończony bieg ciągłego odkrywania i radości” – mówił.
Wskazał też na drugi aspekt, bardzo ludzki, wynikający z miłości i zażyłości z naszymi bliskimi; z tymi, którzy poprzedzili nas w drodze do domu Ojca:
“Cieszę się, że znowu zobaczę moich rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, i wyobrażam sobie, że będzie tak samo wspaniale, jak było u nas w domu” – mówił w rozmowie z Peterem Seewaldem.
Tak tysiące wiernych oddawało hołd Benedyktowi XVI:
„On wie lepiej”
Ciemne noce zwątpienia i tracenia wiary zostały mu oszczędzone. „Pewnie nie jestem na tyle święty, żeby popaść w tak mroczną otchłań. Ale gdy wokoło rozgrywają się ludzkie dramaty, gdy pyta się, jak Bóg może na to pozwolić, zaczynają się pojawiać wątpliwości”.
“Trzeba wtedy mocno trzymać się wiary. On wie lepiej” – mówił i zaraz doradzał, aby wobec takich pytań i wobec ciemności nie tracić spokoju, nie panikować. „Trzeba pokory, a gdy słowa Pisma nie przemawiają, cierpliwości, aż Pan otworzy oczy” – dodawał.
Przemyślenia o ogniu czyśćcowym
Jako autor dzieła Eschatologia – śmierć i życie wieczne podkreślał miejsce czyśćca, którego odwiedzenie może być konieczne przed upragnionym trwaniem na wieki przed obliczem Boga.
„Właśnie przemyślenia o ogniu czyśćcowym, o mierze boleści, jaka się z nim wiąże, a także o wspólnotowym charakterze szczęśliwości; o tym, że zanurzymy się, jak to się mówi, w oceanie radości i miłości, są dla mnie bardzo ważne” – mówił.
Nie uważał się ani za oświeconego w kwestiach wiary, ani za świętego w rachunku życia. „Przy całej ufności, jaką żywię, że dobry Bóg mnie nie odrzuci, im bliżej jestem Jego oblicza, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak wiele popełniłem błędów. Tym samym przygniata mnie ciężar winy, chociaż nie tracę fundamentalnej nadziei” – podkreślał.
Co Benedykt XVI chciałby powiedzieć Bogu?
Dalej wyjaśnił, że nie chodzi tu o wydarzenia szczególnej wagi w wymiarze społecznym, ale wielkiej wagi – bo zawsze tak jest – w bezpośrednich relacjach z konkretnymi ludźmi.
„Nie zawsze potraktowało się człowieka odpowiednio, nie zawsze sprawiedliwie. Jest tyle drobiazgów, szczegółów, niezbyt znaczących spraw, dzięki Bogu, ale właśnie o nich trzeba powiedzieć, że może można było i należało lepiej je wykonać. Nie stanęło się na wysokości zadania” – dzielił się, czyiąc niejako rachunek sumienia.
Jednak deklarował od razu, jakie będą jego pierwsze słowa, które chciałby – jeśli będzie taka możliwość – wypowiedzieć przed obliczem Wszechmogącego.
Co chciał powiedzieć Bogu jeden z największych teologów dwudziestego wieku? Kontynuator myśli Hansa Ursa von Balthasara, który zachęcał do uprawiania „teologii na kolanach”? „Poproszę, by okazał wyrozumienie dla mojej mizerności…”.
Źródła:
„Eschatologia – śmierć i życie wieczne”, Benedykt XVI
„Ostatnie rozmowy”, Benedykt XVI, Peter Seewald