Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 02/05/2024 |
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

„Popłakałam się. Nie dałabym rady, gdyby nie Bóg i tata”. Dzieci na EDK [świadectwo]

Dzieci na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej

Karol Makurat/REPORTER

Magdalena Prokop-Duchnowska - 05.04.23

„Jak doszłam do celu, popłakałam się. Wiem, że nie dałabym rady gdyby nie Bóg, tata i to, że każde kolejne rozważanie było o wytrwałości i o tym, żeby iść dalej” – mówi 11-letnia Hania.

Burza i siarczysty deszcz. Taka pogoda zastaje ich w drodze na Eucharystię, po której mają wyruszyć na Ekstremalną Drogę Krzyżową. Nikomu nawet przez myśl nie przechodzi, by rezygnować. Może i dobrze się dzieje, bo dosłownie chwilę przed startem grzmoty cichną, a po nagłym oberwaniu chmury zostaje tylko wilgotne, pachnące wiosną powietrze.

Dzieci na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej

Pierwsza próba wytrwałości zaliczona. Ale to dopiero początek: przed nimi dużo więcej i to znacznie trudniejszych prób. Tomek i Marcin nie idą bowiem – jak dotychczas – w gronie kilku znajomych ze wspólnoty. Tym razem jeden zabiera ze sobą 11-letnią córkę, a drugi: 10-letniego syna.

Wybierają trasę w wersji „półekstremalnej”. 46-kilometrowy, brązowy szlak św. Józefa prowadzi z Sulejówka do Otwocka i z powrotem. Decydują się iść tylko w jedną stronę. Żeby dotrzeć do mety, która znajduje się w Sanktuarium Wierności, trzeba przejść dokładnie 26 kilometrów. Zabierają ze sobą dostosowane do wieku dzieci rozważania, które znaleźli gdzieś w Internecie i ruszają w nieznane.

Dzieci na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej

Noc. Błotniste drogi, puste ulice i potwornie ciemny las, w którym widać tylko to, co znajduje się w zasięgu wąskiego światła czołówki. Ból, trud, strach i zmęczenie. Do tego jeszcze ryzyko. Idziesz przecież w nieznane i nie jesteś w stanie przewidzieć, co spotka cię po drodze. Mało tego: nie masz pojęcia czy w ogóle dasz radę dotrzeć do celu.

Brak sił, niewygodne buty, odmawiające posłuszeństwa mięśnie. Każda z tych rzeczy może spowodować, że niespodziewanie „odpadniesz z gry”. Mimo wszystkich potencjalnych trudności, dzieciaki chętnie podejmują wyzwanie. I choć tylko jedno z nich dochodzi do celu, wszyscy zgodnie twierdzą, że gra warta była świeczki.

Nie wszyscy wytrwali do końca

„W przeddzień drogi krzyżowej dopadła mnie jakaś infekcja. Nie chciałem rezygnować, ale wolałem zabezpieczyć się, zostawiając w połowie drogi auto, które w razie pogorszenia samopoczucia umożliwi nam wcześniejsze zakończenie trasy” – opowiada Marcin.

Choroba dała mu się we znaki już na pierwszym etapie drogi, więc kiedy nie pomógł kolejny proszek przeciwbólowy, przeczytali kilka ostatnich rozważań i wrócili do domu. Można by się zastanawiać, czy taka droga krzyżowa miała w ogóle sens. Tym bardziej, że Adam nie był szczególnie zainteresowany rozważaniem w ciszy kolejnych stacji. Niemal całą swoją uwagę poświęcał za to na skakanie przez rowy, robienie fikołków na trawie i liczenie wypełzających po deszczu żab.

Wyglądało jakby mojego syna zupełnie nie obchodził duchowy wymiar naszej wędrówki. Ale ja wiedziałem, że to tylko pozory” – mówi Marcin. „Czasem wydaje się nam, że dziecko nie słucha, a potem – często już po jakimś czasie – nagle samo wraca do tematu: komentuje lub zadaje jakieś ważne pytanie. Mam nadzieję, że tym razem będzie podobnie” – dodaje. 

Dzieci na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej

Skoki przez kałuże i liczenie żab

Tata Adama uważa, że podczas takiej drogi krzyżowej – podobnie zresztą jak w trakcie np. rodzinnej modlitwy – warto pozwolić dziecku być dzieckiem. „Oczywiście wszystko w granicach norm i rozsądku, ale wiadomo, że trudno wymagać od kilkulatka całkowitego milczenia i trwania w bezruchu” – mówi.

Marcin widząc rozproszenie syna, próbował delikatnie przekierować jego uwagę na to, co w całym wydarzeniu najważniejsze. „Po każdej stacji zachęcałem go do rozmowy i wspólnie odpowiadaliśmy na stawiane w rozważaniach pytania. Myślę, że już samo to przyniesie owoc – jeśli nie duchowy, to chociaż nasz: relacyjny. Fakt, nie wszystko wyglądało tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Jednak mimo wszystkich rozproszeń i konieczności przedwczesnego zejścia z trasy, uważam, że obaj na tej wspólnej wyprawie bardzo skorzystaliśmy” – dodaje. 

Tomek: „Mogłem tylko wspierać i… być”

Podobne odczucia ma Tomek. „Od rana sama mi się gęba śmieje” – mówi nam następnego dnia. „I to nie dlatego, że doszedłem do celu. Wcześniej uczestniczyłem już w standardowych, 40-kilometrowych EDK, więc tegoroczny dystans nie stanowił dla mnie żadnego wyzwania. Największą radością była możliwość przeżycia tej przygody z córką. To, że jeszcze lepiej się poznaliśmy, że gdy tego najbardziej potrzebowała – mogłem być dla niej wsparciem, aż wreszcie: że mimo trudności, osiągnęliśmy wspólny cel”.

I dodaje: „Jestem z Hani bardzo dumny. Powtórzyłem jej to chyba już z pięćdziesiąt razy! Tym bardziej, że kilka ostatnich kilometrów było dla niej doświadczeniem granicznym. Toczyła wtedy prawdziwą wewnętrzną walkę – walkę o każdy następny krok. Dla mnie to też był najtrudniejszy moment, ale z innego powodu. Ciężko było widzieć cierpienie córki i nie móc zrobić nic, by jej pomóc. W tamtym momencie mogłem tylko wspierać i… być” – wyznaje.  

Jak doszłam do celu, popłakałam się. Wiem, że nie dałabym rady gdyby nie Bóg, tata i to, że każde kolejne rozważanie było o wytrwałości i o tym, żeby iść dalej” – mówi Hania. Gdy musieli przejść osiem kilometrów czarnym lasem, nie mogła zdecydować się czy wyprzedzić tatę i iść przodem czy kroczyć dzielnie za jego plecami. Obie opcje wydawały się jej wtedy tak samo przerażające. Zarówno wtedy, kiedy najbardziej się bała jak i potem – gdy czuła największy ból i zmęczenie, to właśnie rozmowa z ojcem okazywała się być dla niej największym wsparciem.       

Dzieci na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej

A szedł z nimi sam Jezus

„Św. Stanisław Kostka zapisał w swoim dzienniku: «Choćbym całe życie miał wędrować – nie ustąpię». Człowiek święty to nie ten, kto żyje nieskazitelnie. To ten, który swoje upadki oddaje Jezusowi, nie boi się przyznawać do błędu, wstawać i iść dalej – z większą pokorą, większą świadomością siebie, większą wytrwałością”.

To tylko jeden z fragmentów rozważań, które towarzyszyły tej dzielnej czwórce na tegorocznej EDK. Refleksje w większości dotyczyły niezłomności, samozaparcia i silnej woli, a każde z nich miało nieodparte wrażenie, że idzie z nimi sam Jezus. Wydawało się im zresztą, że nie tylko idzie, ale i pcha do przodu, pomagając stawiać kolejne kroki. 

Wyzwanie, ryzyko, wyjście ze strefy komfortu, wymaganie zamiast dogadzania. Czy to wszystko, czego tak mocno doświadczamy na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej nie wpisuje się idealnie w Franciszkowe przesłanie, nawołujące młodych do wstania z kanapy? „Istnieje taka rzeczywistość, której nie rozumiemy, kiedy oglądamy ją tylko na ekranie (telefonu czy komputera)”.

Czy można lepiej wskazać kierunek, jaki my i nasze dzieci powinniśmy obrać żyjąc w czasach gier, smatfonów i konsumpcjonizmu? Ekstremalna Droga Krzyżowa nie dogadza, tylko wymaga, wyrywa z utartych schematów i zachęca do wyjścia z wygodnego domu i pójścia pod prąd. I choćby z tego powodu, warto pozwolić na podjęcie tego wyzwania również dzieciom.

Tags:
Droga krzyżowadzieciojciecświadectwo
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail